wtorek, 15 sierpnia 2017

Od Kylo Rena

Tego dnia było bardzo ciepło. Moje futro zdawało się chłonąć je całe, zanim Słońce nie zniknęło za chmurą, by po chwili znów się pojawić. Starczyło mi sił by iść, ale na jak długo? Jedna z moich tylnych łap krwawiła, przez co musiałem kuśtykać. Od czasu spotkania z myśliwym minęło kilka dni, ale wciąż traciłem krew. Doskwierało mi pragnienie i głód, ale byłem zbyt słaby by zapolować, a w powietrzu nie czuć było wody. Dyszałem bardzo głośno i z trudem omijałem większe głazy czy inne przeszkody. Czułem jak moje oczy się zamykają. Usłyszałem głos jakiejś suczki. To na pewno nie jest prawda. Nie mogłem tego usłyszeć. Zemdlałem.

<Jakaś suczka?>

Kylo Ren!

Imię: Kylo Ren
Pseudonim: Jeśli staniesz się jego przyjacielem, to Palpatine (czyt. Palpatini)
Wiek: 2,5 lat
Płeć: Pies Rasa: Kylo jest hybrydą wilka i psa mieszańca (husky z innym mieszańcem).
Aparycja:
-Oczy: stalowe
-Wzrost: ok. 62 cm
-Waga: ok. 27 kg
- Umaszczenie: Całe ciało jest czarne, z wyjątkiem kilku białych pasów na karku i białej końcówce ogona.
Charakter: Kylo Ren został nauczony bycia agresywnym dla wroga, a łagodnym dla przyjaciela, co zgadza się z jego charakterem. Lubi być traktowany choć trochę poważnie, lecz żarty nie są dla niego obce. Bardzo lubi księżyc, wycie, mrok, czy wodę, a towarzystwo jest mu obojętne. Widząc szczęśliwe rodziny lub dzieci staje się albo wściekły albo zrozpaczony. Rodzina jest dla niego czymś obcym, więc nigdy nie chciał jej zakładać, lecz szuka miłości. Zrozumienie ze strony innego psa lub suczki jest dla niego wybawieniem. Zwykle jest dość miły, choć nie przepada za osobami, które wtykają swoje nosy gdzie popadnie, by tylko mieć jakąś plotkę do rozgadania.
Historia: Urodzony w czasie nadchodzącej wojny został porzucony w wieku kilku tygodni. Uratowany przez ludzi - żołnierzy ocalałych po wojnie - nie znał swoich korzeni. Dzięki miesiącom treningu na psa militarnego zyskał doświadczenie i siłę. Ren nie wiedział, że ma w sobie wilczą krew, lecz jego charakter dawał wiele do myślenia. Został oddzielony od wojska, gdy ten miał patrolować teren i już nie wrócił. Ostatecznie Ren wyruszył na poszukiwania innych psów lub wilków. Gdy znalazł to stado już w nim pozostał.
Stanowisko: Strateg
Zauroczenie: Od kiedy poznał Ans, zyskał sens życia.
Partner: brak
Potomstwo: nie
Rodzina: Nie chce jej znać - twierdzi, że rodzina zostawiła go bez powodu.
Upomnienia: 0
Pochwały: 0
Sterujący: alfashadow (DG)

Para Alfa!


Lou

   Nowa (a zarazem pierwsza) para!


Ikee


Od Ikee c.d. Lou

Znowu totalnie nie wiedziałam co robić. Z jednej strony opanował mnie strach, z drugiej poczucie tego, że mogę mieć przy sobie osobę która może odmienić to, jaka jestem. Nigdy nie byłam obdarowana uczuciem i nie wiem, jak to jest zobowiązywać się do kogoś tak na poważnie. nie miałam żadnej bliskiej mi osoby, która pokazałaby mi świat nieco inaczej. Całe życie skazana byłam na samą siebie. Może to właśnie Lou jest tą osobą, na którą czekałam? Może to dzięki niemu przestanę się bać, będę normalną osobą i nie będę musiała martwić się już o bezpieczeństwo? Może to jest moja szansa na zupełnie nowe, lepsze życie?
Nie długo trwało moje zastanawianie się nad propozycją Lou, ale wystarczająco aby mógł pomyśleć sobie że chcę mu odmówić. Otrząsnęłam się szybko z zamyślenia i zauważyłam jak jego mina wyraża jedynie lekki smutek i rozczarowanie.
- Przepraszam, chyba nie powinienem pytać.. - Ewidentnie chciał już odejść mimo, że nie usłyszał jeszcze odpowiedzi
- Nie, zaczekaj - Dotknęłam go kiedy już miał wybiec z mojego legowiska. Na chwilę jego oczy zabłysły jakby z powrotem wróciła mu nadzieja - To miłe z twojej strona. ja jeszcze nigdy nie miałam okazji obdarować kogoś uczuciem i tym bardziej przywiązać się do kogoś na dłużej. Nie wiem jak to jest być z kimś, i tym bardziej jak działa takie uczucie, ale.. To się zmieniło, kiedy poznałam ciebie
Spojrzałam mu w oczy i wiedziałam już że rozumie. Uśmiechnął się w moją stronę i przysunął bliżej. Zupełnie opuścił mnie strach i dyskomfort. Pozwoliłam pierwszy raz komukolwiek zbliżyć się do siebie.
- Chyba mamy nową samicę alfa

<Lou? Trochę mrauu >

Od Lou c.d. Ikee

Gdy usłyszałem jak ona to widziała... aż mi się zrobiło ciepło na sercu. Zachowywałem się normalnie... Jak zawsze... Ale jednak tyle to dla niej znaczyło... Chyba mi zaufała.
- Naprawdę nie wiedziałem, że tyle to dla ciebie znaczy. Zachowywałem się normalnie... Jak na alfę przystało - powiedziałem.
- Jesteś dobrym alfą. Nie wszyscy tacy są.
- Nie wszyscy powinni być alfami przede wszystkim. Niektórzy na to nie zasługują... W zasadzie ja chyba też nie, bo ja nic takiego super nie zrobiłem...
- Użalasz się nad sobą...
- Co?
- Nie trzeba nic "super" zrobić. Trzeba być dobrym i rozsądnym. Jak ty.
Heh, ja? Rozsądny? Heheh. Dobre, heh. Poczułem się dziwnie śmiały. Poczułem, że muszę jej zadać to pytanie.
- Ikee... Chcesz...
- Tak? - spojrzała mi w oczy... inaczej, niż zwykle.
Jej oczy były pełne nadziei.
- Być moją partnerką?

<Ikeeś? Ja ffjem, że chcesz xD Lusiek cham z dupy xD *ty ffjesz o co cho*>

Od Ikee c.d. Lou

Głęboko odetchnęłam i spojrzałam za siebie. Zupełnie nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, a przecież tyle zapewnił mi, zanim się tu wprowadziłam. Naprawdę nie widzi ile zrobił dla tak zwykłego psa jak ja?
- To dzięki tobie mam co jeść, gdzie mieszkać, spać, co robić. Dzięki tobie jeszcze nie gniję gdzieś w lesie i przede wszystkim już nie czuję się sama. Nie muszę już się bać, że coś mnie zaatakuje albo że umrę z głodu. Mam wspaniały dom, w zasadzie legowisko, dostęp do wszystkiego i nową, wspaniałą rodzinę. Otaczają mnie wspaniałe psy, którym mogę ufać i wiem, że nic mi się nie stanie. Ponadto mam możliwość mieszkania na najpiękniejszych terenach, jakie kiedykolwiek widziałam - Zauważyłam szok na jego twarzy. Sama zdziwiłam się, że potrafię wypowiedzieć tyle słów.
- A ja dziękuję, że mogłem cię poznać - uśmiechnął się lekko i popatrzył na mnie. Nie wiedziałam nawet jak się zachować. Wtedy dopiero zauważyłam, że w jego oczach jest coś innego i widać w nich więcej emocji niż u innych psów. Jest w nich ciepło, troska i radość, i to uczucie, dzięki któremu wiem, że zdecydowanie nie mam się czego bać. A to w moim przypadku graniczy z cudem.
Siedzieliśmy w ciszy nie odzywając się zupełnie. W górze zdołałam usłyszeć aktywne nocą stworzenia, z którymi muszę się przyzwyczaić żyć. Ponadto, cichy szum drzew pomagał w rozluźnieniu się i przywracał spokój w każdej osobie, która tu dotarła. Naprawdę, nie wiem jak wielkie szczęście mi się trafiło, aby móc tu zamieszkać. Choć nie wiem, czy będę mogła zostać tu na zawsze, i przede wszystkim - czy tego chcę.

<Krótkie, przepraszam :c Lou??>

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Ryu

Imię: Ryu
Pseudonim: Zwyczajnie Ryu
Wiek: 3 lata
Płeć: A nie widać? Pies.
Rasa: Dogo Argentino
Aparycja: Rosły, w typie molosa, budowy mezomorficznej, proporcjonalny i atletyczny. Dzięki silnemu umięśnieniu, uwidocznionemu pod skórą, sprawia wrażenie sprawnego i silnego psa.
-Oczy: Czarne
-Wzrost: 60
-Waga: 64
- Umaszczenie:  Cały biały
CharakterZ racji swego pochodzenia nie został nauczony bycia miłym. Jest agresywny i wredny, lecz stara się to opanować. Do innych psów podchodzi z dystansem, nie ufa innym. Wie, że to jaki był, było złe. Chce to zmienić, lecz idzie mu to opornie. Może ta sfora mu pomoże? Może stanie się miłym i pomocnym psem? Chciałby tego, ale nie jest to takie łatwe. Nie da się z dnia na dzień stać miłym. Bo jak?
Historia: Ryu urodził się w hodowli. Właściciel, do którego trafił kupował psy, aby je trenować do walk. Tak samo było z Killerem - był tresowany do walk. Na swoim koncie ma wiele wygranych walk, żadnej przegranej. Był w tym dobry, lecz nie pasowało mu takie życie. Był bardzo dobrze chroniony, a więc ciężko mu było uciec, ale jak się chce to się może, prawda? Błąkał się po ulicy, aż trafił do schroniska. Był agresywny, nie potrafił tego zmienić. Miał być uśpiony, lecz znów postanowił uciec. Największym problemem były drzwi - jednak szybko przypomniał sobie jak to robią ludzie. No, może rąk nie ma, ale można podskoczyć i pyskiem otworzyć, czyż nie? Drzwi się otworzyły, a on uciekł. Znowu. Tym razem omijał miasto z daleka - nie chciał być ponownie złapany. Błądził po lesie, a po jakimś czasie trafił tutaj. 
Stanowisko: Zabójca
Zauroczenie: Może tak, a może nie?
Partner: -
Potomstwo: -
Rodzina: Nie pamięta swojej rodziny.
Upomnienia: 0
Pochwały: 0
Sterujący: Daagaa

Od Ryu

Kilka dni temu udało mi się uciec. Uciec przed końcem - uśpieniem. Postanowiłem omijać wszelkie miasta szerokim łukiem - nie chciałem ponownie być w schronisku. To, że miałem być uśpiony to była moja wina. Jestem... agresywny? To nie moja wina! Tak mnie uczyli! Muszę się zmienić. Rozpoczynam nowe życie - bez walk, bez ran, bez bólu. Wędrowałem dalej przez las, gdy poczułem zapach innego psa. Postanowiłem iść w jego kierunku.
- Cześć - usłyszałem zza pobliskiego drzewa.
- Cześć - odpowiedziałem.
Byłem zdziwiony tym, jak szybko odpowiedziałem. Nigdy się nie witałem z innym psem, zazwyczaj atakowałem.
Zza owego drzewa wyszła suczka.
- Jesteś nowy? - zapytała.
- W jakim sensie nowy?
Nie wiedziałem o co jej chodziło.

<Jakaś suczka zechce odpisać?>

Od Arcany c.d. Lou

Postanowiłam nie zamartwiać się już niczym. Zabawa w berka od zawsze była moją ulubioną. Po wyjściu na brzeg nawet nie otrzepałam się z wody, tylko zabrałam się do ucieczki. Biegaliśmy dookoła jeziora ładne pół godziny, zanim Lou mnie złapał. Nawet nie miałam pojęcia, że tak szybko biegam. Czas mijał dość szybko, ale to nie miało znaczenia. Potem jeszcze kilka razy zagraliśmy w chowanego i „ziemia to lawa". Zanim jeszcze padliśmy, zjedliśmy kolację.
-Już noc - stwierdził Lou. Spojrzałam w niebo. Była pełnia i nie zauważyłam, kiedy Słońce zniknęło.
-Tak. Noc.
-Masz gdzie spać?
Pokiwałam głową, że nie. Zwykle nocuje na legowisku z liści i mchu, ale dziś nie zdążyłam go zrobić.

<Lou?>

Od Arcany c.d. Blue

Zaczęłam skakać jak nowo narodzona sarenka. Kilka razy prawa przednia z lewą tylną, potem lewa przednia z prawą tylną i tak właśnie zaczęłam kontynuację rozmowy. Od kiedy spotkałam się z Lou bardzo zdziecinniałam. Byłam jak w młodości - śmiała, zabawna i mało spięta, nawet dla obcego. Wiem, że wychodzę w ten sposób na głupka, ale mi to nie przeszkadza.
-Oczywiście, że Cię przyjmie! Lou to najbardziej serdeczna istota na świecie.
Mówiłam, co myślę, bo taka jestem - czy może raczej byłam. Blue najwidoczniej nie przejmował się moimi wygłupami, choć byłam pewna że choć trochę go to dziwi. Teraz postanowiłam zrobić coś o czym tylko ja mogłam w ogóle pomyśleć. Stanęłam na palcach tylnych łap, wciąż mając przednie lekko uniesione. Zrobiłam fikołka i leżąc na plecach zauważyłam zdziwienie na pysku "kolegi” oraz fakt, że w porę się odsunął i go nie uderzyłam.
-Zaprowadzę Cię do alfy, jeśli najpierw się w coś pobawimy.

<Blue? Proszę, pokaż że umiesz się bawić>

sobota, 12 sierpnia 2017

Arena walk - wyniki.

Hej, hej!
Jest już dwunasty sierpnia, a więc przychodzę do was z wynikami ankiety.
Liczba głosów: 16
Tak - 15 (94%)
Nie - 1 (6%)

Głosowanie zakończone, spora przewaga głosów, więc oczekujcie areny walk!

środa, 9 sierpnia 2017

Od Shady

Był słoneczny poranek. Przechadzałam się po lesie, szczekają na ptaki i odbywając jagody i maliny. Wtedy go zobaczyłam. Mały, drewniany domek. Moje serce zabiło szybciej. Łapy jakby oderwały się od ziemi i ruszyły w jego stronę. Drzwi chatki się otwarły. Na fotelu siedziała starsza pani. Głaskała jakiegoś psa- mnie. To byłam inną ja. Wyszczotkowane futerko. Pełna miska. Nowa, lśniąca obroża. Obraz się wykrzywił i zmienił. Brudna, wyczerpana suczka brnęła przez śnieg. Ze zmęczenia upadła na ziemię. Umierała. Była wyczerpana, bez jedzenia i picia. Za rogu wyszły psy. Na ich przedzie kroczył duży, czarny pies. Black.
***
Otworzyłam oczy. Sen się skończył. Niedaleko stał jakiś pies.
< Ktoś? >

Arena walk!

W jednej z poprzednich edycji SDŁ było coś takiego jak "arena walk". Oczywiście na arenie były jakieś zawody! Na początek zgłoszeni uczestnicy byli dobierani według masy, a następnie pies/suczka, który/a wygrał/a walczy z kolejnymi psami/suczkami i tak aż do finału. Opowiadania z walk są pisane przez adminkę. Za wygrane walki są punkty, które na koniec są podliczane. Im więcej punktów tym lepsze wygrane. I tu pojawia się pytanie - "Czy chiałabyś/chciałbyś, aby coś takiego zostało dodane?". Głosuj w ankiecie!

Ankieta do 12.08.2017

wtorek, 8 sierpnia 2017

Od Armor King'a Do Reiko

Głupi ja, jak mogłem zostawić moją ukochaną młodszą siostrę samą. A jeżeli ta sfora nie była taka miluśka jak mi się wydawało. Grrr, jeśli jej coś zrobią to powybijam jak psy (wiem, dobre porównanie). Chcielibyście pewnie wiedzieć dlaczego ją zostawiłem, co było takie ważne bym rzucił wszystko i na chwilę uciekł. Ano powodów jest wiele, są różne. O paru mogę Wam opowiedzieć, no ale bez przesady, tajne łamane przez sekretne. Może zacznijmy od takiego podstawowego powodu, dużo czasu przebywałem z siostrą no i chciałbym z lekka odetchnąć , no kurde nie żebym jej nie szanował czy coś, jednak każdemu czasami należy się odpoczynek i chwile samotności. Pewnie ona też miała z lekka już mnie dość. Co do Cziki , z tego co połowa z Nas pewnie jeszcze nie wie...to to że moja siostrzyczka nie jada mięsa. No właśnie, pies który nie jada mięsa to nie pies...jednak sam lubię czasem skubnąć coś innego dla odmiany, no przypuśćmy owocka. Ja jednak sądzę że podstawowym składnikiem diety każdego dzikiego psa powinno być mięcho. No niestety Czikita postanowiła troszkę pomieszać w tym małym i niezbyt ułożonym świecie. Lecz chyba nikt w nowej sforze nie będzie ją wyśmiewał że jest wege ...w końcu to jakaś odmiana, a że jej to mięso nie smakuje to ma z lekka przerąbane. Pytacie czemu? Ohh jak Wy mało wiecie o dzikim życiu psów i o tym jak zimą trudno znaleźć jest jakiekolwiek jedzenie. Zwierzyna łatwo ucieka i jest jej mało, a co dopiero jakieś tam gruszki, jabłka , jagody, czy inne takie. No właśnie, najtrudniej było nam zimą...nie robiliśmy zapasów, tereny były nie do zamieszkania lub zamieszkałe. Połowa sfory dawała nam grzecznie do wytłumaczenia że nie mają już miejsca w jaskiniach lub że jest za dużo członków, a druga połowa...przeganiała Nas jak wyrzutków, szczury...lub jakąś chorobę. Tak, nie dałem sobie kaszę dmuchać...połowa tych co Nas nie przyjęła ...chciała nas zjeść, jednak ja ich tylko zabiłem. Wiem jak to brzmi, dość okrutnie. Ale taki jest świat, okrutny i nie dla każdego znajdzie się tutaj miejsce, jak w tamtych sforach. Mam przeczucie że Czi jest w dobrych łapach, dobrze może koniec o mojej siostrzyczce! A , nie...nie, nie. Zapomniałbym , wyruszyłem i powracam z wiklinowym koszykiem, są tam gruszki, marchwie, jeżyny i ryż zmieszany z kaszą. Cóż ma się znajomości. Następny powód jest taki iż musiałem (tak bardzo mnie korciło) pozałatwiać parę starych spraw z kumplami, i tymi mniej ziomkowatymi idiotami. Po niektórych zakończeniach spaw niektórzy płaczą, a po innych cieszą się jak nie wiem co. Mimo wszystko, dobrze mi z tym. To raczej tyle co mam do opowiedzenia , teraz czeka mnie droga powrotna. Mój nos powinien mnie doprowadzić do celu, choć czasami w niego powątpiewam. Chciałbym już tam być i przekonać się czy na pewno nic jej nie jest, ale cóż ja mogę zrobić. Nie ma tutaj gdzieś w pobliżu może jakiegoś teleportu? Ehhh, King ogarnij się , jesteś zwykłym psem w prawie normalnym świecie. Chyba nie powinienem jej tam samej zostawiać...w końcu mam tylko ją i nigdy w życiu nie chciałbym jej stracić. Troszczę się o nią  martwię ponieważ jestem starszy, na szczęście ona chyba mądrzejsza i też często mi pomaga. Oj bosz, wzięło się na wspomnienia itp. A żadnej sfory nadal nie widać. Wędruje już tak chyba całą noc, dzień ...a tutaj zaraz północ.. Nie ma mnie przy niej parę dni, jeśli coś się miało stać już by się stało. Muszę być dobrej myśli, padam z łap, ten kosz wydaje się coraz cięższy , nos ma dość niuchania. Czas na małą drzemkę, po drzemce trening i na głodniaka lecimy dalej. Jak pomyślałem , tak zrobiłem...zasnąłem...


*Kilka godzin później, wczesny poranek*

Obudziłem się dość wcześniej, jakaś kropla rosy spadła mi na nos wywołując nieprzyjemne drganie w nosie i kichnięcie.
-Na zdrowie.
Usłyszałem i wytrzeszczając oczy podniosłem się gwałtownie stając na baczność. Warknąłem przez zęby i zacząłem się rozglądać. Od razu poczułem zapach suczki, spojrzałem w górę i mruknąłem stanowczo. Odskoczyłem szybko do tyłu widząc na drzewie uśmiechniętą od ucha do ucha samicę. Nie wiem jakim cudem prześliznęła mi się pod nosem, może tak twardo spałem bo byłem zmęczony. Odwróciłem łeb by dostrzec kosz wiklinowy, więc jak przypuszczałem koszyk dostał nóg i mi (tutaj wstawcie sobie dowolne przekleństwo , które będzie zgodne ze zdaniem). No norma..., ale ja nie zamierzam go gonić!
-Szukasz czegoś?
Głos samicy jak i sama ona dała o sobie znać.
-Nie.
Warknąłem pokazując przy tym swoje białe i ostre niczym brzytwa kiełki. Nie chciałem by wyczuła mój słaby punkt, ale ile ja się naszukałem tych rzeczy to lepiej nie pytajcie. Spojrzałem na nią z pogardą, zeskoczyła z drzewa po czym podbiegła do jednego z krzaków i słyszałem jak się śmieje. Wyszła za parę sekund z gruszką w zębach, miałem ochotę (znów dowolne przekleństwo XD ) się łapą w czoło. Jednak jak to by wyglądało w obecności samicy, nie dam się zbłaźnić, będę stał twardo. Co z tego że ma koszyk, co może mi zrobić. To tylko samica która próbuje się ze mną pobawić. Jednak możliwe iż będzie chciała wydrzeć ode mnie jakieś in...Moje rozmyślania przerwała nieznajoma (tak mi się przez jakiś czas wydawało) wyrzucając ogryzek.
-Jak masz na imię?
Wiecie znałem ten głos, ale nie pamiętam skąd. Wyglądem przypominała pewną suczkę..ale również to ignorowałem. Tamta pewnie już dawno nie żyje. Zapytała dość stanowczo, usiadła spokojnie i nie wykazywała żadnych oznak wrogości czy coś. A może była podstępna, czas to sprawdzić.
-Zwę się Pimpuś .
Zażartowałem z niej, jak i z siebie. Jednak mi to bez różnicy ponieważ w myślach śmiałem się sam z siebie. Samica natomiast przechyliła łeb w bok, niedowierzająca mi w końcu wcale nie wyglądam na takiego co nazywałby się Pompuś, znaczy Pimpuś.
-Mów prawdę, bo resztę tych gruszek też sobie zjem, są smaczne. Komu je niesiesz?
Przewróciłem oczyma i machnąłem łapą. Poranna kąpiel musi poczekać, chwila...a może jednak nie. Odwróciłem się ogonem do samicy mówiąc:
-A ucieszył by Cię fakt gdybym powiedział Ci że te owocki nie są dla żadnej mojej wybranki tylko śmiertelnego wroga...a i jeszcze jedno...są zatrute. Chyba nie wyglądam na takiego który by nie mógł ich zatruć prawda?
W myślach nie mogłem wyrobić ze śmiechu, luknąłem z lekka na nią i widziałem jej zwieszony łeb, myślałem że zaraz zacznie krzyczeć lub coś, ale ta zachowała spokój i uniosła jedną brew do góry.
-Serio? - rzekła z lekkim uśmiechem. - Kiedyś znałam jednego psa, który lubił takie żarciki. Znam taki typ jak ty.
-I tak już po Tobie. Bardzo mi przykro, pamiętaj że próbowałem Cię ostrzec.
Wskoczyłem do wody, była zimna jednak właśnie taką lubię. Zanurkowałem i otworzyłem oczy, nie mam problemu z pływaniem więc co mi tam. Dość długo siedziałem pod powierzchnią, suczka musiała podejść, a kiedy to zrobiła została wciągnięta pod wodę. Zaczęła się szarpać więc wypłynąłem puszczając ją. Ledwo co się wynurzyła krzyknęła:
-Jak mogłeś, chcesz mnie utopić?!
Miała lekką chrypkę, troszkę pewnie nałykała się wody. Wyciągnąłem ją z wody i pobiegłem po koszyk który był za krzakami. Wyciągnąłem go i wytrzepałem się, przyjemna kąpiel dla mnie jak i pewnie dla samicy. Obróciłem się i zobaczyłem jak się trzęsie choć jej rasa ma grube futro, była w niemałym szoku. Om...co ja narobiłem. Jednak, musiałem się przed nią jakoś bronić bo ma gadane i zjadłaby mi jeszcze wszystkie gruszki dla Cziki. Podszedłem do niej, lecz przedtem wyciągnąłem koc z kosza który spoczywał niezauważony na samym jego dnie, wolałem by owoce się nie pogniotły ani nic z tych rzeczy. Można powiedzieć że był w pakiecie z koszykiem...którego zwędziłem. Zły Armor, zły King, hehe. Widocznie kocyk przydał się do czegoś ważniejszego. Trzymając go w pysku stałem nad nią, spojrzała na mnie już dość obojętnie przymykając oczy.
-Proszę, już chyba mnie możesz udusić, w końcu umrę! - zaczęła się nabijać i położywszy łapę na czoło, upadła z uśmiechem na pysku, a następnie wystawiła język na wierzch i wydała "ostatnie" tchnienie zastygając w bezruchu "martwa" na ziemi.
Wiedziałem że chyba wyolbrzymia... spojrzałem na nią i uniosłem brwi przewracając oczyma. Przykryłem ją mówiąc:
-Przykryj się i wytrzyj...
Usiadłem dalej od niej przy koszu, spoglądając na nią uśmiechałem się chytrze. Przykryła się kocem i chyba zasnęła...bez jaj. Ja natomiast poszedłem coś upolować...trening i Czi muszą poczekać. Królik czy dzik? W zupełności dzik! Była sama, a raczej sam...dość okazały samiec. Jednak doskonale wiedziałem że miał coś z nogą, chodził dość kulawo że to tak nazwę. Obliznąłem się i wskoczyłem na drzewo pod którym jadł, jeden skok i już wgryzałem się w szyję zwierzęcia. Co prawda rzucało się i wydawało przeraźliwe dźwięki, jednak mnie to bardziej nakręcało , przebiłem tchawice...trysnęła krew. Taaa....do stołu proszę siadać. Z miłą chęcią zacząłem od tyłu zwierzęcego, a po wielkiej wyżerce resztkę dzika...czyli jakąś połowę, dotaszczyłem do miejsca w którym spała nieznajoma mi samica. Nadal przykryta kocem , spała uśmiechnięta. Mięso położyłem obok niej.
-Ej , księżniczko...czas wstać. W nocy się nie spało czy jak?
Tknąłem ją lekko nosem , od razu się przebudziła i zapytała...
-Ja jeszcze żyję? - dramatyzowała.
Dobra, koniec tego teatrzyku, a może jednak nie. Uśmiechnąłem się stając na dwóch łapach i składając pozostałe dwie jak anioł.
-Nie.
Po czym odskoczyłem gwałtownie biorąc koszyk w pysk. Samica zaczęła zajadać , o nic się nie pytając, kiedy najadła się do syta położyłem kosz owoców obok niej. Zabrałem koc i powiedziałem:
-Dobra, koniec tej szopki bo mam parę pytań. Z tego co widzę, to jesteś samicą...należysz może do jakiegoś stada czy tam sfory? I jak już tak bardzo chcesz wiedzieć jak mam na imię...to Armor King choć mam dziwne wrażenie że kiedyś się gdzieś spotkaliśmy... Szukam swojej siostry Cziki, a i przepraszam za ,,wrzucenie'' do wody ale szantażowałaś mnie.
Uśmiechnąłem się z lekka i usiadłem sobie naprzeciw niej. Między nami leżało jeszcze troszkę mięsa. Czekałem na jej odpowiedz, mam nadzieję że należy do jakiejś sfory...może nawet do tego gdzie jest moja siostra...

(Rei?)

Armor King!

Imię: Armor King
Pseudonim: Armor, King, Hero.
Wiek: 4 lata
Płeć: Pies. Rasa: Dalmatyńczyk.
Aparycja:
-Oczy: Bursztynowe
-Wzrost: Przerósł typowe, przeciętne dalmatyńczyki o dwa centymetry. Ma on bowiem 64 cm
-Waga: 36- samie mięśnie.
- Umaszczenie: Może to i dziwne, ale ten Dalmatyńczyk ma więcej czarnych kropek niż koloru czarnego.
Charakter: Armor King to pies szanujący innych ale chyba najbardziej suczki. Psy które ich nie szanują...od razu dostają od Armora upomnienie. Jest on bardzo odważny, jednak tego nie ukrywa w przeciwieństwie do siostry. Zwykle jak to mówią: ,,jest wszędzie'' . Choć nie zawsze się go widuje bo jest przebiegły i tuż pod twoim nosem może się prześlizgnąć. Bardzo i niemożliwie nieprzewidywalny. Nie lubi ciągłej gadaniny choć jest z niego imprezowy pies. Nieraz może okazać się zabawny, ponieważ lubi rozbawiać innych. Z resztą sam śmieje się czasem ze swoich udanych żartów. Dla wrogów agresywny i to bardzo. Tak jak jego siostrunia ryzykant z niego na wielką skalę. Sympatyczny i pomocny. Nieraz może nieźle dociec i zaleźć za skórę. Armor toleruje walkę i jest w tym mistrzem sam się uczy. Ma on niską samoocenę bo co dzień się wykańcza chcąc poprawić swą siłę. King jest swego rodzaju bohaterem nie raz wykazał się heroizmem. Zwykle gdy widzi smutną osobę stara się ją pocieszyć. Jego strach przed tym że nie dopilnuje pewnego dnia siostry i jej się coś stanie...lub ją straci , jest uzasadniony. W końcu stracił rodziców, brata, a nawet właścicielkę...to jedyna osoba która mu została. Dobre uczynki i obrona-nie cofnie się przed tym. Łatwo go wybić z rytmu stawiając mu wyzwanie. Tak, zdecydowanie jest silny, uwielbia walkę i dobrze sobie z nią radzi. Jeżeli chodzi o szybkość jego łapy nadają się do tego mniej, bardziej woli skakać po drzewach lub pływać. Wytrzymały, nieprzewidywalny to cechy fizyczne które się u niego objawiają. Poddać się? Nigdy! Dla niego to zmaza na honorze nie zna takiego słowa. Również można szybko dostrzec nieufność w oczach tego psa. Może i jest bojowo nastawiony ale najpierw trzeba mieć strategie czyli tak zwany plan działania, więc jest też inteligentny i nie stawia tylko na siłę lecz i na mądrość. Ma wielka nie do złamania siłę woli ,nieraz posługuje się sarkazmem. Jest bardzo władczy i zadziora z niego. Armor podobno ma dwie strony, dobrą i złą to twoja sprawa którą z nich wybierzesz.
Historia: Armor King urodził się w Sforze Night Melody. Wiodło mu się dobrze jako szczeniak ponieważ jego rodzice byli Alfami. Pewnego dnia myśliwi napadli na sforę, słuchać było strzały, wycie a w powietrzu czuć było świeżą krew. Armor King i jego brat Armor patrzyli na to jak ginęli ich bliscy . Armor stał ze spuszczoną głową ale Armor King co chwila warczał i piszczał mając nadzieje że to jakiś koszmar z którego się nie obudził. Nagle usłyszeli cichy szept, ktoś ich wołał, pobiegli tam i ujrzeli jak mała dziewczynka płacze patrząc na rzeź. King i jego brat zaczęli zlizywać łzy dziewczynce. Wzięła szczeniaki na ręce i zaczęła uciekać. Po chwili zatrzymała się i wzięła ich siostrę która nie wiedziała dokładnie co jest grane. Potem wszystko potoczyło się dobrze, rodzice dziewczynki widząc szczeniaki pozwolili im zostać. Armor miał życie jak w Madrycie. A że młoda Christine (tak miała na imię jej właścicielka) podróżowała z rodzicami bardzo często jak i wraz z psami brała udział w różnych dyscyplinach, Armor i jego rodzeństwo przeżyli bardzo dużo przygód. Oswoili się z domem i tak dorośli, King wyrósł na dobrze zbudowanego psa który pamięta jak się poluje. Kiedy Hero i jego brat osiągnęli po 3 lata a Czika 2 właścicielka zabrała ich w góry na wycieczkę. Niestety Czika wraz z Armor Kingiem gdy usłyszeli strzał spadli z góry, cudem przeżyli ale już nigdy nie odnaleźli ani brata ani właścicielki....I przebiegli tak cały świat, aż znaleźli SDŁ, co prawda Armor wahał się nad dołączeniem i tą całą sprawą, wiec od razu po tym jak Czika wyczuła psy na terenach na których się znajdowali...opuścił ją na kilka dni...Dopiero po jakimś czasie winiąc się wrócił w obawie że nie znajdzie tam siostry...Na szczęście wszystko zakończyło się dobrze, Armor King postanowił znów żyć jak dziki pies...
Stanowisko: Wojownik
Zauroczenie: -
Partner: Szuka, czy znajdzie to się jeszcze okaże.
Potomstwo: Yyyyy, nie ma potomstwa.
Rodzina: Jego rodzice nie żyją, zginęli za honor stada...jednak dobrze pamięta ich imiona...Matka miała bardzo piękne i dźwięczne imię Melody , a ojciec dość poważne Armor-to właśnie po nim odziedziczył pierwszą część swojego imienia. Siostra- Czika i powiedzmy że zaginiony brat bardzo podobny wyglądem, jak i charakterem do ojca...no i imieniem -Armor.
Upomnienia: 0
Pochwały: 0
Sterujący: CZIKA9999 (doggigame i doggi)

Od Reiko do Lou

Poznałam już jedną suczkę stanowiącą dla mnie zagadkę w tej sforze. Dalej wydaje mi się, że ją znam... Jest to dziwne i nieodparte wrażenie.
Przydałoby się poznać Alfę tego stada, aby mnie ktoś zaraz nie wyrzucił z tych terenów. Jednak najpierw śniadanie - bez tego dzień nie może być udany. Dlatego przechadzałam się właśnie po lesie, polując na jakiś smaczny kąsek. Szybko przyczaiłam się, kiedy dostrzegłam na mojej drodze dużego dzika.
- O tak, to będzie dobre śniadanie - pomyślałam skupiając wzrok na zwierzynie, która właśnie drążyła w ziemi.
Kiedy była zwrócona tyłem do mnie, zbliżyłam się do niej powoli i ostrożnie, aby mnie nie usłyszała i nie uciekła. Tak jednak się stało, kiedy zaszeleścił krzak obok. Dzik poleciał w te pędy przed siebie, a ja od razu pobiegłam za nim.
Kiedy już byłam blisko mojej zdobyczy, naskoczyłam na nią wbijając pazury w jej boki. Kiedy stracił na prędkości, zatrzymał się przygnieciony ciężarem mojego ciała. Wtedy wgryzłam się w jego szyję i trwałam tak czekakąc aż zwierze przestanie wierzgać. Gdy to nastąpiło, zabrałam się za spożycie posiłku.
Kiedy już kończyłam, usłyszałam szelest zza krzaków. Jego dźwięk był identyczny jak ten wcześniejszy, który spłoszył moje śniadanie. Wiatr wiał na tyle mocno, abym mogła już po chwili poczuć zapach zwierzęcia, które stało w ukryciu. Warknęłam głośno najeżając sierść. Zawsze tak robię, jest to już mój odruch. Wtem usłyszałam głos samca:
- Ładnie to tak się zwracać do Alfy?
Rozluźniłam się nieco i wyprostowałam się. Zlizałam krew z pyska. Posiadacz głosu (tak go nazwijmy) wyszedł z ukrycia i podszedł w moją stronę.
- Przepraszam Pana, właśnie miałam Pana odnaleźć - powiedziałam z szacunkiem do psa.
- Mnie? Rozumiem, że chciałaby Pani dołączyć do sfory - zaśmiał się cicho. - Wystarczy Lou.
- Dobrze, Lou. W takim razie pragnę dołączyć do sfory.

<Lou?>

Od Yuki-C.d. Charliego

Przez swoją nieśmiałość nie znałam sporo psów z Naszego stada, jeśli mam być szczera to znałam tylko Alfę i Tilly. Dzięki której znalazłam się na tych terenach, w tym właśnie stadzie. Często przechadzałam się, wiedząc że mogłabym oglądać te tereny ciągle. Ale czułam się z lekka samotna, dobrze, z lekka to mało powiedziane.
-Ehh.-westchnęłam snując się po lesie.
Zgłodniałam , więc postanowiłam udać się na polowanie. Wokół nie wyczuwałam woni żadnego zwierzęcia, co mnie zdziwiło. Zaczęłam szukać dalej, w głąb lasu szłam i szłam. Nadal nic, czyżby mój nos był nieczuły? Na szczęście nie, po chwili poczułam woń dorodnego króliczka. Wtopiłam się w tło, lecz tak na prawdę weszłam w krzaki. Po chwili moim oczom ukazał się zając, od razu się na niego rzuciłam i bez problemu przekułam tętnice. Zaczęłam go konsumować, był smaczny...Po czasie pojawił się jakiś samiec, nie znałam go..spoglądał na mnie i mówił coś pod nosem. Odezwałam się cicho, a on za chwilę zniknął w polanie. Zdziwiona powędrowałam dalej, znów się na niego natknęłam, spojrzał w tył:

-Długo  tutaj już tak stoisz?-zapytał.
Przekręciłam głowę w bok i zaprzeczyłam.

(Charli?)

Od Blue Do Arcany

Wałęsałem się po jakimś lesie gdy usłyszałem czyjeś kroki. Spojrzałem do tyłu i dostrzegłem suczkę.
-Hej.-powiedziała spoglądając na mnie.
Nie wiedziałem kim ona jest, nie chciałem się odzywać. Zawsze uczono mnie bym nie otwierał pyska do nieznajomych. Nawet nie miałem zamiaru przywitać się, ale jakoś samo wyszło:
-Witaj.
To słowo dla niej pewnie było przestarzałe i jak to mówią mało na czasie. Nie było fajne, ale mi to wystarczało. Może za dużo myślę. Oh ta moja mądrość.
-Jesteś nowy?-zapytała a ja cofnąłem się o krok.
-Ale...-zatkało mnie.
Nie wiedziałem co powiedzieć, jaki nowy? Pff...teraz w mojej głowie było tysiąc myśli na sekundę, wszystkie możliwe opcje analizowałem w bardzo szybkim tempie. A że byłem jak to mówili, na tyle tajemniczy, to nie potrafiłem odezwać się pierwszy.
-Mam na imię Arcana. Należę do Sfory Dzikich Łowców już parę dni. -powiedziała powoli.
Pewnie dlatego żebym zrozumiał. Ale ja głupi nie jestem, wręcz przeciwnie...Musiałem zdobyć się na odwagę, nie wiedziałem gdzie się znajduję.
-Sfo-ry? Czyli nie jesteś tutaj sama?-zapytałem mrużąc oboje oczu.
-Nie, a....to Ty nie należysz do sfory?-zdziwiona cofnęła się.
-No nie, zwę się Blue. A myślisz że twoja Alfa przyjęłaby mnie do sfory?-zapytałem czekając na jej reakcje.

(Arcana?)

Od Raphael'a

Warknąłem i walnąłem go łapą. Wiedział że jestem górą, przegrana jest tuż tuż. W ciemnej uliczce dopadł mnie jakiś kundel, polujący na nie wiadomo co. Nadal cieszę się z ucieczki, dom to nie było miejsce dla takiego psa jak ja. Tym kretynom chodzi tylko o pieniądze.
-Spieprzaj. -ten sam pies którego walnąłem łapą, sypał już bluźnierstwami.
Zaśmiałem się w dziwny dość sposób, kierując wzrok na tego patafiana. Zaatakować mnie, to bardzo zły krok. No na jego nieszczęście, nie da się go cofnąć.
-Chciałbyś...-szepnąłem odpychając jego atak.
Ten byk był większy ode mnie o dwa razy, może nie potrafił się bić i z tego wynika moja przewaga? Niedawno nauczyłem się dopiero żyć jako dziki pies, dawać sobie radę z takimi natrętami jak ten. Zero litości, zero litości. Gościu spojrzał mi w oczy, dziwnie się poczułem i odskoczyłem od niego. Zamarł, po prostu zamarł. Utrzymując odpowiednią odległość stałem i patrzyłem.
-Ej!-krzyknąłem widząc że się nie rusza.
To jakiś rąbany podstęp! Jestem tego pewien, tak na 99.9% Podszedłem bliżej , wcześniej nie mając takiego zamiaru. Zastygł, jak posąg. Wybałuszyłem oczy na wierzch widząc to dziwne zjawisko, w końcu nie pogryźliśmy się tam bardzo. Nie chciałem go od razu zabijać, darować że na mnie napadł. Z podkulonym ogonem poszedłem dalej. Miałem na sowim ciele plamy krwi, obliznąłem się kiedy przechodził obok mnie sporawy pies. Dog Niemiecki jak się patrzy. Spokojnie przechodzę sobie obok jakiegoś budynku, gdy słyszę krzyki, piski, błagalne wołanie. Zatrzymałem się przed budynkiem, okna były zasłonięte jakimś kartonem. W środku było sporo psów, mój nos to wyczuł. Pewnie jakieś nielegalne walki.
-Ej! Co tam robisz kundlu?!-głos jakiegoś psa wyrwał mnie z wsłuchiwania się w odgłosy dochodzące ze środka.
-Sam jesteś kundel!-krzyknąłem , dopiero obracając się w jego stronę.
No i miałem racje, był zwykłym kundlem. Nie jestem z tych co mają coś do mieszańców, ten mnie wkurzył.
-Oddal się jeśli Ci życie miłe, bo mój Pan zrobi sobie z Ciebie szaliczek.-wybuchł ze śmiechem.
-Ze mnie? A może z Ciebie? Masz zaskakująco ładne futro.-udawałem jakby nic między nami nie zaszło.
-O dzięki, może masz racje. -odpowiedział jak zwykły idiota, zaczynając oglądać swoje futro.
Nie mogłem wyrobić ze śmiechu, tarzałem się jak jakiś debil w trawie. On podbiegł do mnie a ja zacząłem się wydzierać:
-Ło ło ło!-wstałem szybko.
Zacząłem biec, nie żebym był tchórzem. Nawet tak nie myślcie. Stanąłem w drzwiach, rozpędzony pies wybił głową drzwi, lub otworzył je. Jest różnica, były otwarte. To co zobaczyłem, zaskoczyło mnie w dość dużym stopniu.
-Co ja tu widzę...-wyszeptałem sam do siebie.
W środku kompletna masakra, pełno ciał oskórowanych psów. Właśnie zabijali szczeniaka, ludzie...ludzie ! Jak mogli się do tego posunąć, musieli być zdesperowani. Warkot roznosił się po budynku, należał on do mnie. Zawsze zachowuje zimną krew...Teraz się przyda. Ludzi było trzech, wokół trupy na jednej kupce , a na drugiej futro...skóra i co popadnie. Najbardziej zdziwiły mnie psie uszy i ogony! Kto to kupuje. Wszystkie oczy skierowane na mnie, teraz dopiero spostrzegłem tę postać. Jeszcze żyła! Pod nogami faceta stała klatka, bez wahania rozpędziłem się i walnąłem w nią. Człowiek się wywalił, moja głowa zaczęła pękać...
-Osz cholera. Nie wiedziałem że aż tak to będzie bolało.-powiedziałem masując łeb.
Oczy psa skierowane były w moją stronę. Wstałem obolały i pomogłem wstać nieznajomej, jak się okazało po odgłosach ubolewania. Wstała jednak nie z taką łatwością, musiała dostać niezły wycisk.
-Uciekaj..-szepnąłem czując jak ktoś łapie mnie za ogon.
Wyszła powoli spoglądając na mnie, zacząłem szczekać ile sił w płucach. Pies który ,,otworzył'' mi drzwi był nieprzytomny. Suczka uciekała, obróciłem się i ugryzłem faceta w rękę.
-Osz Ty kundlu!-krzyknął trzymając w drugiej ręce nóż.
Przełknąłem głośno ślinę, jednak z dzikim uśmiechem godnym psa. Ugryzłem go teraz ze zdwojoną siłą. Tym razem puścił a ja ruszyłem jak rakieta.
-Brać go patałachy!-znów krzyki.
Gonili mnie, niedaleko szła suka. Zrobiłem to co musiałem, pobiegłem w inną stronę. Nazywają mnie kundlem, niech mają. Po kilku minutach ciągłego biegania udało mi się ich zgubić.
-Hehehehe, nareszcie.-wyziapałem.
Skierowałem się w stronę budynku, w którym zastałem to wszystko...szkoda gadać. Koło jednego z drzew leżała tamta samica.
-Żyjesz?!-podbiegłem i dotknąłem ją łapą.
Była dość zimna, wziąłem ją na grzbiet. Opuszczony dom był daleko stąd, dotarłem tam z trudem. Sunię położyłem na starym dużym fotelu, wtedy obudziła się...Byłem ciekawy co robiła w mieście. 

*Przypominam że Raph nie jest jeszcze w sforze, tylko wiedzie uliczne życie

(Jakaś dama w  opałach odpisze? )

Od Lou c.d. Ikee

- Smacznego Ikee – powiedziałem wychodząc z pobliskiego krzaka.
Taki niepozorny krzaczek, a takie kolce... Auć...
- Emm... dzięki – odpowiedziała zmieszana.
Wypadłem w tym momencie na stalkera, ale w zasadzie obudziłem się w tym krzaku, lecz nie mam pojęcia jak się tu znalazłem.
- To... ja już ci nie będę przeszkadzał... Jak byś czegoś potrzebowała...
- Zostań...
- Co? - zapytałem zdziwiony.
- Usiądź obok mnie... Proszę...
Byłem zdziwiony to nagłą zmianą, lecz chyba mi nie przeszkadzała. Chyba mi się ta zmiana podobała. Usiadłem obok suni.
- Ja... Naprawdę... - zawahała się.
Jej wzrok był skierowany na mnie.
- Doceniam to co dla mnie zrobiłeś – powiedziała.
- Co ja w zasadzie takiego zrobiłem? - było to dla mnie dziwne, przecież nic specjalnego nie zrobiłem.
- No... To wszystko...
Byłem zdziwiony jej nagłą zmianą zachowania. Chyba, że to znowu sen... Ugryzłem się w łapę, lecz nic się nie zmieniło. Czy... to się naprawdę dzieje?

<Ikee?>

Odejście

Z naszej sfory dzisiaj odchodzą:
Lily
Powód: Decyzja właściciela

Hyoshi
Powód: Decyzja właściciela


Od Daisy

Zaczynam życie na nowo – na wolności. Zaczynam żyć wśród innych psów, które są wolne. To jest takie cudowne uczucie, uczucie wolności. Teraz nikt Ci nie usługuje, nie dostajesz jedzenia pod nos. Musisz sama sobie radzić w życiu i sama polować i liczyć na siebie i bliskich. Zawsze byłam ciekawa świata, nigdy nie wiedziałam jakby to było, ale to jest miłe uczucie…
Może lepiej jak zacznę od początku. Jestem Daisy i nie dawno znalazłam się tutaj – w Sforze Dzikich Łowców. Dzisiaj kiedy w końcu tutaj dotarłam, byłam nieco zszokowana. Nie tym ile było członków, ale tym, że tutaj w ogóle ludzi nie było, bynajmniej ich nie widziałam. Rozejrzałam się dookoła. Poczułam po raz pierwszy wolność w swoim życiu, nigdy tego nie doświadczyłam, ale teraz miałam okazję. Jedną jedyną okazję doświadczenia tego słowa „wolność”. To było cudowne. Stałam przez chwilę zszokowana tym co tutaj się działo. Wiele psów było na jakieś łące. Było tam błoto, nie chciałam tam podejść..jeszcze bym się pobrudziła. To życie choć jest trudne mam właśnie wolność, lecz nie wiem jak długo mi się ona spodoba.
- Nowa? - był to samiec sądząc po głosie.
- Nie do końca. – odparłam pusząc się.
<No to kim jesteś ?>

Daisy!

Imię: Daisy (Czyt:Dejzi)
Pseudonim: Dai, Didi, Dizi, Dass.
Wiek: 3 lata
Płeć: Suczka
Rasa: Pudel Duży
Aparycja:
-Oczy: Suczka posiada heterochromię, jedno z jej oczu jest niebieskie, zaś drugie ciemno brązowe.
-Wzrost: 60 cm
-Waga: 24 kg
- Umaszczenie: Białe
Charakter: Co można napisać o Daisy? Jest to bardzo miła suczka, typ modnisi. Nie zamierza się nigdy taplać w błocie, po prostu lubi być czysta. Wielka z niej perfekcjonistka, jak ktoś coś dla niej robi, musi to być idealne, tak sam jest gdy coś ona robi. Nie popełnia błędów, jak już coś to bardzo rzadko(błędy to dla niej nowość). Mimo tych swoich dziwnych cech jest to bardzo przyjazna suczka, pomocna choć delikatna. Lubi rozmawiać , kąpać się i zbierać kwiaty. Bardzo dba o siebie, nie potrafi wyjść ze źle uczesanym futrem. Kiedy ktoś o niej rozmawia lub plotkuje, ją to nie obchodzi, olewa to i czuje się z tym dobrze, tak jakby była wielką sławą. Opinia innych, liczy się, oczywiście, ale nie krytyka. Ma własne zdanie, no i zwykle się go trzyma. Uparta z niej suczka.
Historia: Daisy była kiedyś najpiękniejszą suczką w wielkiej hodowli Pudli Dużych, lecz jakaś samica miała dość tego że wszyscy skupiają uwagę tylko na Didi, wyeliminowała ją. Powiedziała że została zaproszona do ganku, tam stała klatka. Jakiś facet zabrał ją...do schroniska. Nie dojechali bo Daisy przy pomocy pewnego samca udało się uciec. Rozstała się z nim, nie znała go...ale podziękowała za ratunek. Po paru dniach dołączyła tutaj.
Stanowisko: Opiekunka Młodych
Zauroczenie: Ma nadzieje że odnajdzie swojego księcia z bajki!
Partner: Kiedyś pewnie tak..
Potomstwo: Kocha szczeniaczki.
Rodzina: Nie znała.
Upomnienia: 0
Pochwały: 0
Sterujący: Maybe (doggi)

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Od Charliego Do Yuki

Gdy już znalazłem się w stadzie, pomyślałem sobie, że mogę iść na spacer i się porozglądać po terenach. Gdy podziwiałem te piękne tereny, zobaczyłem cień suczki. Bałem się zagadać, ale znalazłem w sobie pewność siebie. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem że to Yuki. Podoba mi się, dlatego jeszcze bardziej bałem się podejść.
- Charlie, spokojnie, dasz radę, Yuki Ci się podoba! - wyszeptałem do siebie i miałem nadzieję że nie usłyszała.
- Yym, coś do mnie mówiłeś? - jednak mnie usłyszała.
- Eee, nie, nic nie mówiłem... - chciałem wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
Odszedłem od suczki i pobiegłem na jakąś polanę. Gdy już byłem daleko od Yuki powiedziałem:
- Ty głąbie! Usłyszała Cię jak mówiłeś że ona Ci się podoba! Aaaargh!- skrępowany położyłem się na plecach i patrzyłem w niebo.

<Yuki?>

Charlie!

Imię: Charlie
Pseudonim: Charls
Wiek: 3 lata 8 miesięcy
Płeć: Pies
Rasa: Wyżeł Niemiecki Szorstkowłosy
Aparycja:
-Oczy: Brązowe
-Wzrost: 70 cm
-Waga: 32 kg
- Umaszczenie: Po prostu cały brązowy pieso z trochę jaśniejszym pyskiem.
Charakter: Jest towarzyskim psem, ale przy suczkach jest strasznie nieśmiały. Gdy suczka też jest nieśmiała łatwiej się z nią dogaduje niż z taką energiczną np. Jak jego siostra Tilly. Charlie nie lubi rozmawiać o swoich przeżyciach. Uwielbia minionki, gdy jego właściciel żył zawsze kupował mu zabawki minonki. Uwielbia spacery, wycieczki itp.
Historia: Gdy Tilly szukała stada Charlie był w domu. Gdy Leondre szukał Tilly - Charlie nadal był w domu. Został sam. Gdy poszedł na spacer do lasu z jego właścicielem, stała się tragedia. Leśniczy chciał zabić wilka, który ciągle zabijał sarny, ale strzelił w właściciela Charlsa... Charlie gonił leśniczego, ale zrezygnował, bo przecież nic to nie da żeby jego właściciel znowu żył. Charlie zrezygnowany zaczął szukać Tilly i Leondre'go. Znalazł ich ale i tak był smutny, ale gdy zobaczył tą piękną sunię- a mianowicie Yuki, zapomniał o dawnym właścicielu i ciągle myśli o niej, ale boi się zagadać, przecież jest nieśmiały.
Stanowisko: Obrońca
Zauroczenie: Yuki. Myśli że jak ona jest też nieśmiała łatwiej się dogadają.
Partner: Brak
Potomstwo: Brak
Rodzina:
Ojciec: Jayme. (Reszta u Tilly)
Matka: Trixie. (Reszta u Tilly)
Rodzeństwo: Tilly i Leondre. (Reszta u Tilly)
Upomnienia: 0
Pochwały: 0
Sterujący: Doggi- Champion74
76

Raphael!


Imię: Raphael
Pseudonim: Często wołają: Raph, Rafi, Raphaello- Mówcie jak chcecie, jemu to wszystko jedno.
Wiek: 3 lata
Płeć: To ten, jakieś żarty tak? Hehe, dobre. Przyznam, uśmiałem się. Bo chyba widać że samiec prawda?
Rasa: Pies posiada umaszczenie biszkoptowe, więc powiedzcie mi , na kogo Wam wygląda? Oczywiście że jest to Labrador Retriever

Aparycja:
-Oczy: Ciemno bursztynowe
-Wzrost: 61 cm
-Waga: 33 kg - Umaszczenie: Biszkoptowe
Charakter: Jego charakter przedstawię naprawdę pokrótce. Raphael jest to miły, sprytny, mądry i dość silny samiec. Miły? No z grubsza, nie na co dzień. Sprytny? Wybrnie z każdej sytuacji! Można dodać też że zawsze zachowuje zimną krew. Bardzo inteligentny, wiem że na pierwszy rzut oka tego nie widać. Rafi okazuje się opiekuńczy, zwykle się o kogoś martwi. Odznacza się również swoją wytrzymałością, determinacją i odwagą. Dotrzymuje obietnic co raczej jest ważną cechą u samców, dlatego posiada pewność siebie. Słodki, wie jak poderwać i obchodzić się z suczkami, bez wahania stanie w obronie rodziny i ukochanej. Resztę odkryj sam drogi czytelniku...
Historia: Zacznijmy od początku, od samego początku. Urodził się on bowiem na planecie zwanej Ziemią, w Polskiej Hodowli. Od samego początku stapiał lód w sercach ludzi, nawet sam jego właściwie zwykle oschły i zimny , posyłał do niego uśmiech. Zaczął swoją karierę jako pięciomiesięczny szczeniak, wystawy dla szczeniaczków. Hodowla zyskała dzięki niemu sporo pieniędzy, gdy dorósł wystawiano go do konkursów, szło mu znakomicie. Pewnego dnia, potknął się łapiąc frisbee na latających psach . Jego rodzina nie myślała o niczym więcej, chodziło głównie o wygraną. Złość wezbrała w jego ciele, nie obracając się ani razu..uciekł. Chciał być wolny , jak z opowieści o dzikich psach, które nie muszą się nikogo słuchać. Co z tego że był kanapowcem! Nie obchodziły go wystawy, konkursy a choć je wygrywał nie chciał brać udziału w dalszym cyrku. Radził sobie dobrze na świecie, nauczył się sporo. Dopiero po sześciu miesiącach tułaczki, polowań i sprzeczek z wieloma psami..stał się prawdziwym dzikim psem. Jednak pewnego dnia trafił na damę w opałach, uratował ją a ona zaprowadziła go do tej właśnie sfory. The End. No dobra, nie umarł..Jego historia pisze się dalej...
Stanowisko: Szpieg
Zauroczenie: Będzie szukał...tej jedynej. Która będzie mu wierna, tak jak on jej. Jest tutaj parę ślicznych suczek...
Partner: - 
Potomstwo: -
Rodzina: Można powiedzieć że kiedyś miał rodzinę. Jednak nie chce ich znać, w końcu kochali go tylko bo przynosił im pieniądze. A kto chciałby mieć takich rodziców? Zgaduje że nikt, jest już wolnym psem , nie potrzebuje takich jak oni. Nie wie czy nadal żyją, z resztą nie chce wiedzieć.
Upomnienia: 0
Pochwały: 0
Sterujący: hakin5 (Doggi)

Blue!

Imię: Jego imię wydaje się dość proste , zwykle, nie skraca się. Nawiązuje do koloru jego oczu, które jak widać są niebieskie. Tak, nazywa się Niebieski. Co to za imię?! Dobra, ma na imię Blue.

Pseudonim: Ma też dwa przezwiska które nie są w żadnym stopniu krótsze od imienia. Wołali na niego Blue Eyes lub Solider .
Wiek: Nie jest ani za młody, ani za stary. Jego wiek waha się między 2 a 4 latami. Każdy kto zna się choć trochę na matematyce powinien teraz zrozumieć że Blue posiada 3 lata.
Płeć: Pies/samiec jak kto woli.
Rasa: 30 % kundla + 70 % Wyżła Weimarskiego=Blue (swego rodzaju mieszaniec).
Aparycja:
-Oczy: Niebieskie
-Wzrost: 70 cm
-Waga: 37 kg
- Umaszczenie: Srebrnoszare
Charakter: Blue jest mega nieśmiałym psem, no i w dodatku tajemniczym, małomównym lecz i odważnym. Może to i takie masło maślane, jednak Solider jest jaki jest , może ktoś go zmieni? Honorowy z niego pies. Wykazuje się wielką cierpliwością, nie chodzi tutaj jedynie o szczeniaki. Potrafi poczekać tak długo, jak trzeba, zwłaszcza na swoją miłość. W przeciwieństwie do innych samców ten potrafi wyrażać smutek, radość- od tak swoje uczucia...kiedy jest smutny potrafi ronić łzy( dla niego łzy to nie jest wstyd lecz normalne uczucie). Ten pies chciałby pomóc i pocieszyć każdego. Mówią że jest jak miód na serce. Jedna miłość jedno serce, nie jest flirciarzem. Dla niego partnerka jest jedna i jedyna. Bardzo inteligentny z niego samiec, raczej aż za. Bardzo dużo myśli w dodatku bardzo szybko, czasami można za nim nie nadążyć jeśli chodzi o myślenie . Przemyśli tysiąc spraw w parę sekund, co możne wydawać się wręcz niemożliwe.
Historia: Historia tego psa jest zwyczajna...no i dość krótka. W końcu ma tylko te trzy lata , przez które działo się tak naprawdę mało rzeczy. Wychował się w pewnej pseudo hodowli, nie zważali tam za bardzo na geny. Jego ojciec stamtąd pochodził, jego matka była kundlem z ulicy, choć była piękna jak żadna suczka z tamtym mieście. W hodowli nie spostrzegli że geny są inne, 2 lata później miał wystąpić w wystawie. Ponieważ miał połyskującą sierść i piękne niebieskie oczy, w których zakochiwało się wiele nieznajomych ludzi. Niestety przed wystawą sprawdzali geny u psów , okazało się że Blue jest w 30% mieszańcem. Pies był zaskoczony, bo nie znał swoich korzeni jak i swojej matki. Uciekł i nigdy tam nie wrócił...błąkał się aż nareszcie znalazł swoje miejsce na ziemi... miejmy nadzieje że tam go zaakceptują.
Stanowisko: Ranga która pasuje do niego w 100% -Medyk.
Zauroczenie: Szuka tej jedynej muzy. No i nie przestanie, póki jej nie odnajdzie. Chyba że żadna z suczek nie pokocha takiego tajemniczego i cichego , oddanego samca jak on.
Partner: Brak
Potomstwo: Brak
Rodzina: Matka-Lidia która była zwykłą kundlicą zakochaną w tym starym dziadzie. Ojciec-Steve vel chip, był to dumny z siebie zdziadziały pies który nie odwzajemniał miłości Lidii aż tak mocno.
Upomnienia: 0
Pochwały: 0
Sterujący: hakin5 (Doggi)

Od Yuki Do Tilly

Czasami już traciłam siły, sama nie wiedziałam gdzie teraz się znajduje. Chwilami nawet chciałam się wrócić, jednak nie wiedziałam skąd przyszłam i gdzie dokładnie bym trafiła. To wszystko było tak zagmatwane że zaczęłam biec, szczerze nie zważając na nic. Zamknęłam oczy bojąc się że trafię znów w jakieś nieznane mi dotąd miejsce, właściwie tych terenów  również nie znałam wcale. Po kilkugodzinnym biegu musiałam odpocząć, nabrać sił choć wcale nie byłam jeszcze tak zmęczona.  W oddali zieleniła się trawka, jak i kończyna. Bez wahania podeszłam tam i zaczęłam się w niej tarzać. Moje futerko pachniało cudownie... Nieopodal słychać było jakiś dziwnie znajomy mi dźwięk, kilka razy już do słyszałam. Był to mały wodospad, uśmiechnęłam się radośnie widząc to, piękne miejsce...wręcz cudowne. Oczywiście wydałam z siebie również cichutki dźwięk radości, szczeknęłam krótko mówiąc lub pisząc. Napoiłam się i ogółem rozejrzałam po pięknych terenach. Miałam nadzieje że nic tutaj mi nie grozi. Wokół była polana i las, śpiewały wdzięcznie ptaki a po drzewach hasały małe wiewióreczki, rude kitki. Moją fascynacje terenami przerwał dziwny zapach, czułam że ktoś mnie obserwuje. Zaczęłam nasłuchiwać, wiedząc że jak będzie to większy drapieżnik nie ucieknę zbyt szybko. Zapach jednak był mocny lecz i orzeźwiający. Czyli  mógł być to jedynie pies...choć nieznajomy mi pies. Nagle obok mnie zjawił się pies, oczywiście że zlękłam się z lekka, robiąc jeden niepewny krok do tyłu. Nie wiedziałam jak zareaguje na moją obecność...Ta cisza, ptaki przestały śpiewać, wyciszyłam umysł. No i pomyślałam, może by wreszcie znów mieć kogoś do pogadania. Mieć może i rodzinę , mieszkać na tych pięknych terenach. Móc się do kogoś odezwać? Wspaniale, ale powolutku...nie wiem kim jest, czego chce i skąd pochodzi.
-Witam.-powiedziała szybko, wcale nie była mi nieprzyjazna.
Choć wiadomo, moja poza mówiła sama za siebie. Byłam gotowa na wszystko...
-Kim je-jesteś?-zapytałam cicho.

(Tilly?)

Yuki!

Imię: Yuki
Pseudonim: Yu, Kiki, Joo(Czyt: Dżo)
Wiek: 3 lata
Płeć: Suczka  
Rasa: Syberian Husky, lub jak kto woli Husky Syberyjski
Aparycja:
-Oczy: Złote
-Wzrost: Jest wysoka jak na swoją rasę 58 cm.
-Waga: 23 kg
- Umaszczenie: Bursztynowo-biała
Charakter: Yuki to dość nieśmiała sunia, kocha wszystko co się rusza.Tajemnicza, bardzo skryta w sobie kotka. Ma kruche serduszko, więc lepiej go nie łamać. Ogółem jest zabawna, miła i bardzo ale to bardzo pomocna. Nigdy nie wdaje się w kłótnie, sądzi że to niezbyt dobry pomysł, siedzi cicho. Nieufna z niej samiczka, musisz zapracować na jej zaufanie. Miła, zabawna, pomocna, uczciwa, uczuciowa, nie lubi samotności , przyjacielska. No to chyba tyle co można o niej powiedzieć...Miła, zabawna, pomocna, uczciwa, uczuciowa, nie lubi samotności , przyjacielska, wytrzymała, szybka, zwinna. rzeba to wreszcie napisać, Yuki jest śliczną, uroczą suczką o niebywałej maści i niekończących się pokładach adrenaliny. Choć sama twierdzi iż jest ohydna, każdy przyzna że tak nie jest. Jednak w tym ciałku ukrywa się samica bardzo wytrzymała i zwinna, brak jej niestety wielkiej siły. Jak i odwagi...Z racji iż jest psem rasy Husky, dość szybko biega. Kocha pływać i pomagać innym...jak i śpiewać. Bowiem ma niesamowity głos. Co by tu jeszcze, nie potrafi wiele rzeczy. Jednak radzę uważać na jej kły i pazury, bowiem gryzła kości co dzień a jej pazury musiały wbijać się w lodowe pokrywy podczas zawodów. Smukła, choć puszysta sylwetka.
Historia: Yuki dorastała w ciepłym i kochającym ją domu. Miała dobrych rodziców i rodzeństwo. Bardzo chciała brać udział w zaprzęgu. Kiedy dorosła jej marzenie się spełniło lecz w trakcie biegu pękł lód a jej rodzice wpadli do wody, właściciel próbował ich ocalić, zrobił to ale sam utonął...Rodzice byli słabi, uśpiono ich. Ona uciekła...I trafiła tutaj.
Stanowisko: Nauczycielka
Zauroczenie: Ahh..ale czy ktoś zechce tak nieśmiałą samicę? Choć bardzo chciałaby mieć tego jedynego, boi się miłości. Lecz szuka.
Partner: -
Potomstwo
: Nie miała i nie ma. Ale kocha szczeniaki ^^.
Rodzina: Uśpieni...
Upomnienia: 0
Pochwały: 0
Sterujący: MoonWolf_Or_Yuki

Od Reiko do Cziki

Jak właściwie się tutaj znalazłam? Co mnie tu przyprowadziło? Zapach innych psów? A może los tak chciał? Na te pytania odpowiedzi nie uzyskam.
Błąkałam się bez celu powolnym krokiem kręcąc uszami szukając jakiegoś dźwięku, który mógłby mnie na coś naprowadzić, jednak poza szumem wytwarzanym przez moje łapy kolejno naciskające na podłoże, nic nie usłyszałam.
Nogi zaprowadziły mnie do lasu. Tam usłyszałam łamiący się patyk. Uszy nakierowałam w stronę źródła dźwięku i zastygłam. Trwałam chwilę bez ruchu, kiedy nagle zza krzaków wyskoczył zając. Powoli nachyliłam się do przodu, podnosząc przy tym przednią łapę. Zwierzę podrapało się za uchem, a ja naskoczyłam na nie celując szczękami w kark, które mocno zacisnęłam na szyi zwierzęcia. Zając jeszcze próbował poderwać się do skoku, jednak mu to uniemożliwiłam. Po chwili wyczułam, że moja zdobycz opadła z sił i że właśnie zakończyłam jej żywot. Rozliźniłam ucisk w szczękach i mięsko upadło na podłoże. Skonsumowałam moje małe śniadanie, a kiedy skończyłam zlizałam krew z zębów i z pyska, jednak ślady zostały i byłam trochę spragniona, dlatego za kolejny cel postawiłam sobie znalezienie wodopoju.
Po krótkiej wędrówce po lesie, natknęłam się na jeziorko. Zanurzyłam pyszczek w chłodnej wodzie nieco się orzeźwiając. Kiedy brakowało mi już powietrza w płucach, wynurzyłam pysk i wciągnęłam powietrze, przez co parę kropelek wpadło mi do nosa. Odruchowo kichnęłam aż 3 razy i wytarzałam czubek pyska w podłożu. Następnie napiłam się wody i słysząc szmer liści za mną, odwróciłam się szybko, przyjmując postawem do walki. Moim błękitnym tęczówką ukazała się dalmatynka, która była nieco zdziwiona moją reakcją. Nie wyczuwając zagrożenia z jej strony, dlatego przybrałam zwyczajną pozycję. Kiedy podeszła do mnie bliżej, coś mnie tknęło. Te rysy pyska... te znajome brązowe oczka... może się mylę.

Czika? c:

niedziela, 6 sierpnia 2017

Od Cziki-C.d. Leondre

Dzisiejszy dzień zapowiadał się dość normalnie. Wstałam jak wszyscy i poszłam nazbierać parę owoców na później. Nie uwierzycie ale znalazłam nawet brzoskwinie i śliwki, które wprost uwielbiam. Zjadłam parę a resztę schowałam. Zmęczona z lekka po nocnym szpiegowaniu, w końcu nie spałam całą noc, postanowiłam ułożyć się i poobserwować naturę. Czemu szpiegowałam w nocy? Szczerze? Nie mogłam zasnąć, coś nie dawało mi spokoju. Znalazłam się w lesie gdzie położyłam się pod piękną i rozłożystą wierzbą która aż prosiła o zainteresowanie. Ze spokojem położyłam się pod nią i zaczęłam oglądać naturę. Nagle spostrzegłam wiewiórkę która chowa jedzenie do dziupli , była bardzo dokładna można powiedzieć na nią wiewiórka perfekcjonistka co może dziwnie brzmieć. Obok niej stały dwa maluchy które patrzyły się w moją stronę, zaśmiałam się i niechcący spłoszyłam małą gromadkę. Następnie zauważyłam dzięcioła który w tym samym drzewie robił pojedyncze dziurki, stukał tak głośno że Armor pewnie słyszy to gdziekolwiek teraz jest. Nieopodal moich łap znajdowało się skupisko mrówek, dopiero po chwili spostrzegłam mrowisko. Każda z istotek miała ze sobą coś na kształt jedzenia, wiem że te zwierzęta są bardzo pracowite i potrafią dużo unosić za co je bardzo cenie. Jednak nie każdy wie że życie mrówek to harówką, jest dość ciężkie i pełne niebezpieczeństw, na szczęście jest ich bardzo dużo. Czasami mam wrażenie że za dużo bo nieraz widuje pojedyncze sztuki w moim domku. Po tej całej obserwacji zaczęły opadać mi powieki, dałam się ponieść i słyszałam tylko szum liści wierzby. To nie był taki zwykły szum, dla mnie było to jak muzyka. Aż nabrałam chęci do śpiewania, jednak wysiliłam się tylko na nucenie do rytmu. Nie powiem z tego całego szumu wychodziły nawet niezłe podkłady do słów. Ale mniejsza o to, nie chcąc się rozleniwiać uznałam iż powinnam się gdzieś przejść i po patrolować tereny. W końcu jestem szpiegiem i patrolowanie terenu też należy do mojej roboty. Wstałam i ziewnęłam zakrywając łapą pysk po czym ruszyłam spokojnie tam gdzie łapy poniosą. Szłam tak już kilka minut i nie wykryłam niczego dziwnego, jednak nagle słyszę:
-Hmm, lepszy zając, czy kaczka?
Uśmiechnęłam się wręcz zawadiacko, po czym ni stąd ni z owąd opowiedziałam szeptem wchodząc z łatwością na jedno z drzew:
-Według mnie kaczka...
A choć jestem wegetarianką, wiem co wolałby mój brat lub każdy inny pies. Zając to śliczne zwierze, pełne wdzięku jak i futerka. Jest takie mięciutkie, nie wiem kto by chciał je skrzywdzić. Nie obchodzi mnie to jak bardzo dobrze smakują, na samą myśl chce mi się wymiotować. Suczka...właściwie pies który nie je mięsa. Też czasami się nad sobą zastanawiam. A co do kaczki, kupa piór. Jednak pomysł był lepszy. Pies nie wiedział gdzie jestem, musiałam się ujawnić. Nie wiem czy mnie się tak przestraszył czy to ta sunia go tak mocno ugryzła. Dogoniłam go dość szybko, nie znam tutaj członków. Ale mam zamiar wszystkich poznać.  Przedstawiłam się i poprosiłam o spacer , lepiej zapozna mnie z terenami. Miał na imię Leondre, Leo, Leoś. Taki typowy Leło. 
Szłam tak za samcem w wielkim zastanowieniu, tereny mieli naprawdę przepiękne. Mogłam zachwycać się ich pięknem na okrągło. Ale chwilkę, przypominam sobie rozmowę z moją mamą która była bardzo mądra i jak dla mnie bardzo piękna. W dodatku jej dźwięczne imię zawsze mnie zastanawiało-Melody. Czyż nie jest ono urocze, moja mama miała nadzwyczajnie piękny głos, aż chciało się ją słuchać gdy mówiła. A jak śpiewała, zawsze mnie usypiała. Co do rozmowy, zaczęła się mniej więcej tak: ,,Mamo co to jest dalia? I czy to prawda że kwitnie jesienią?'' Tak, za młodu byłam również ciekawską suczką, no i tak mi zostało. Moja mama uśmiechała się do mnie tego dnia bardzo wesoło, pamiętam jej wyraz pyska, jej uśmiech i tę chwilę. A choć nie było to wczoraj, właśnie tak to pamiętam. Jak dla mnie jest to ważne, ponieważ moja mamusia jak i mój ojczulek zasługują na pamięć nie tylko dlatego że dobrze mnie wychowali , to przyczynili się do wielu ważnych spraw . Wracajmy do tej rozmowy, która miała miejsce około 2 lata temu. Moja mama długo nie zastanawiała się nad odpowiedzią: ,,Jesień moja kochana córeczko, jest to najbardziej kolorowa pora roku i wcale nie za sprawą przebarwiających się liści. Jesienne kwiaty niczym nie ustępują tym letnim i wiosennym. Są one bowiem wspomnieniem lata , pięknym akcentem końca sezony a także zapowiedzią zbliżającej się zimy. Więc, tak dalia to kwiat kwitnący jesienią. W dodatku bardzo piękny z niego kwiat, uważany jest przez wielu za królową późnego lata i jesieni. Wiesz, Twoja prababcia miała na imię Dalia. Była ona psem strażackim, mądra i delikatna oraz piękna, jak ten kwiat.'' Wtedy właśnie moja mama uroniła jedną łzę, wspominając tę chwilę i idąc za samcem również uroniłam łzę. Jednak po chwili uśmiechnęłam się dla niepoznaki, tak jakby nic się nie stało. Bo się nie stało, były to tylko moje wspomnienia które cenię. Nagle, zobaczyłam właśnie ten kwiat...była to dalia, nie znałam się na ich odmianach , ale mogłam ją opisać. Ten kwiat miał duże, pierzasto złożone liście o ciemnozielonej barwie. Był sporawy , powąchałam go i wiem że pachniał jak za dawnych lat. Wydaje mi się iż jest to dalia pompowa , ponieważ odznacza się czerwonymi dekoracyjnymi kwiatami o fantazyjnych kształtach. Tak, mama miała rację, jest bardzo piękna i delikatna. Zapatrzona w kwiat byłam z lekka oddalona od psa. Powąchałam kwiat po raz kolejny i po cichutku , niezauważalni dobiegłam do mojego towarzysza-choć nie wiem czy mogę go tak nazwać. On tylko spojrzał się na mnie ukradkiem, a ja zaczęłam udawać że znów podziwiam te wspaniałe tereny. Po jakimś czasie jednak zatraciłam się w tym krajobrazie, wszystko tutaj było dla mnie nowe i mnie ciekawiło. Może i nie do końca nowe, ale jednak...bądź co bądź w końcu jestem nowa na tych terenach. Nie wiem czemu akurat teraz, jednak przypomniało mi się że mam brata, nie no...żartuje pamiętam o nim. Tylko w tym momencie zaczęłam się zamartwiać, choć od naszego rozstania nie minęło dużo czasu. Wiem że jest on samowystarczalny i poradzi sobie gdziekolwiek by poszedł. Nagle nieznajomy zatrzymał się bardzo gwałtownie po czym o mało co na niego nie wpadłam. Westchnęłam i spojrzałam na niego z zastanowieniem. Jednak nie musiałam długo myśleć o co może mu chodzić, ponieważ po chwili oznajmił:
- Wybaczy Pani ale... Chyba... Jakby, nie wiem gdzie do końca się znajdujemy.
Szczerze, mój pierwszy odruch? Był to śmiech, jednak zaśmiałam się tylko w duchu. A z tego się śmiałam...zapytacie? O tuż nie spotykałam się jeszcze z wieloma takimi przypadkami w których jestem nazywana ,,panią''. Co prawda spodobało mi się to jednak...poczułam się taka z lekka stara. Co jeszcze, zastanawiało mnie to jego ,,chyba'' bo nie miał pewności. Z jednej strony to dobrze, bo może wcale nie zboczyliśmy z tej całej trasy .
-Po pierwsze, nie żadna Pani tylko Czika. Po drugie nic się nie stało, zdarza się ...ja bym się tak szybko nie połapała w tych terenach. A i jeśli odrobinę to zamiast tak iść, może pobiegniemy?
Rozumiałam, pies jest tutaj trochę dłużej od mojej osoby, ale to nie znaczy że musi znać tereny dokładnie. Choć z tego co wiem , czasami tak bywa. Jednak nie miałam do niego żalu, czekałam na odpowiedz Leo...może lepiej go poznam. 

(Leondre?)

Reiko!

Imię: Reiko
Pseudonim: Rei
Wiek: 3 lata
Płeć: Suka
 Rasa: Husky
Aparycja:
-Oczy: Oba jasnoniebieskie, jednak na jednym widnieje częściowe zabawienie brązowym kolorem
-Wzrost: 55 cm w kłębie
-Waga: 20 kg
- Umaszczenie: biało-szara szata jak u rasowego husky'ego. Posiada parę blizn w różynych miejscach na ciele
Charakter: Najbardziej wyróżniającą się cechą z charakteru Reiko jest na pewno tajemniczość. Nie wiem, co musiałbyś zrobić, aby wiedzieć o niej zupełnie wszystko. To jest nieosiągalne i nie radzę stawiać jako celu dowiedzenie się o niej czegoś na siłę. Jeżeli to uczynisz, marnie skończysz.
Jej największą tajemnicą jest "poprzednie życie". Kiedyś wiodła piękne życie we wspaniałej sforze. Zajmowała tam stanowisko wojownika, tak jak tutaj. Wkrótce otrzymała rangę generała. Była bardzo wesołą, optymistyczną i przyjacielską suczką. Pewnego dnia podszedł do niej pewien wojownik. Okazał się on być miłością jej życia. Po około dwuletnim związku zostali małżeństwem i mieli gromadkę szczeniąt. Jej kolorowe życie nagle miało się skończyć przez napad kłusowników na sforę, która została zgładzona, a Reiko jako jedna z niewielu przeżyła. Ponoć została odmłodzona, a jej wygląd się zmienił. Sama nie wie jak do tego doszło. O tej tajemnicy raczej się nie dowiesz...
Reiko po tych wydarzeniach oprócz zmiany zewnętrznej, przeszła też zmianę wewnętrzną. Stała się przeciwieństwem Reiko z przeszłości. Teraz już nie jest typem suczki lubiącej towarzystwo. Wybrała samotność.
Na pewno należy wspomnieć o jej samodzielności. Woli działać sama. Uważa, że lepiej się w tedy skupić na zadaniu. W końcu nikt obok Cię nie rozproszy...
Reiko jest wysportowaną suczką. Kocha wyzwania i nie odmawia im. Ma dużą satysfakcję z wygrywania, jednak jej nie ukazuje. Zostawia ją dla siebie.
Czy jest wredna? Raczej nie... może czasami pozwoli odpowiedzieć ciętą ripostą, ale zwykle nie dogaduje innym psom... co nie oznacza, że jest skora do pomocy.
Historia: Reiko nie pamięta swojego dzieciństwa, jednak wie o tym, że miała siostrę, o której matka nie mówiła jej mimo tego, iż mogła to zrobić. Suczka zdążyła jedynie poznać swoją siostrzenicę.
We wspaniałej sforze wiodła piękne życie. Miała paru przyjaciół, przyjaźniła się z paroma psami łącznie z suką Alfa. Zajmowała rangę generała, a w krótce otrzymała tytuł generała. Była bardzo wesołą i przyjaźnie nastawioną do życia suczką. Wkrótce jeden z jej przyjaciół, okazał się być miłością życia Reiko. Po około dwuletnim związku samiec oświadczył się i tego samego dnia Reiko zaszła w ciążę. Potem urodziła pięć wspaniałych szczeniąt (3 psy, 2 suczki). Dzieci dorosły, a rodzina wiodła wspaniałe życie, które nagle miało się skończyć przez napad kłusowników na sforę, która została zgładzona, a Reiko jako jedna z niewielu przeżyła. Jakimś dziwnym sposobem została odmłodzona, a jej wygląd się zmienił. Los przyciągnął ją tutaj.
Stanowisko: Wojowniczka
Zauroczenie: Zauroczona? pff...
Partner: -
Potomstwo:
-
Rodzina: Ma nadzieje, że dzieci Reiko z przeszłości przeżyły...
Upomnienia: 0
Pochwały: 0
Sterujący: SaraBakalarska

Od Ikee c.d. Lou

- Wiesz, przepraszam jeśli czymś cię uraziłam.. - zaczęłam lekko zawstydzona. Może nie powinnam sprzeciwiać się alfie?
- Nic się nie stało, nie będę cię do niczego zmuszać - Odpowiedział równie poważnie jak poprzednim razem
- To, ja może nie będę ci przeszkadzać - dodałam nieco ciszej i udałam się spokojnym krokiem w miejsce, które w czasie poszukiwań Lou, wpadło mi w oko. Niewielka, udeptana z trawy miejscówka otoczona grubą zasłoną z leśnych iglastych krzewów. całość dopełniały wysokie drzewa dające cień i ochronę przed deszczem. Ponadto to ciekawe miejsce ułożone było w tej bardziej zarośniętej części lasu, i zdecydowanie niczym nie odznaczało sie wokół, dzięki czemu pozostaję w ukryciu. Własnym, małym ciepełku. Droga do legowiska prowadzi przez stary las. To właśnie tu, mimo ciemności, jest najspokojniej i najgęściej. Żaden nieproszony gość nie zakłóci mi mojego snu.
Po kilku godzinach dreptania po szeleszczącym mchu w poszukiwaniu nietypowych "dekoracji" oraz zapewnienia nieco ciepła w mojej małej norce, w końcu znalazłam co trzeba. Dokończyłam swoje dzieło. Zbliżała się już noc, więc zasugerowałam sama sobie przekąszenie co nieco. Migiem wybiegłam z legowiska prosto przez coraz ciemniejszy już las. Z każdą chwilą różnego rodzaju krzewy, drzewa czy inne rośliny zdarzały się coraz rzadziej. Zwiastowało to powrót do głównej puszczy na terenach sfory. Chwila wyczucia pozwoliła mi wytropić zająca. I to całkiem niedaleko. Z pewnością mogę stwierdzić, że jak na tak niezgrabną sunię poszło mi nie najgorzej. Świeżą zdobyczą posiliłam się już w norze, po czym od razu postanowiłam odpocząć po dość ciężkim i zwariowanym dniu. Wszystko szło by idealnie gdyby nie to, że ciągle czułam czyjąś obecność.

<Lou??>

Od Lou c.d. Czika, Hyoshi

Zastanawiało mnie to, dlaczego ona pomyślała o ludziach, więc nie odpowiedziałem od razu.
- Co? Em... - wróciłem do rzeczywistości – to ja jestem alfą.
- Przepraszam, nie wiedziałam... Mogłabym dołączyć?
A skąd to mogłaś wiedzieć? Nie rozumiem sensu tych przeprosin...
- Kto był z tobą?
- Co?
- Zadałem pytanie. Kto był z tobą?
Z krzaków z których chwile wcześniej ruszyłem za dalmatynką wyszedł Hyoshi.
- Szefie? - zwrócił się do mnie
-Tak? - tym razem spojrzałem na niego.
Hyoshi obserwował dalmatynkę.
- Samiec będący z nią opuścił tereny sfory.
- Kim on był? - zwróciłem się do suczki.
- Mój brat... Powiedział, że wróci...
- Z inną sforą, tak? - zapytał Hyoshi – Chcecie nas podbić, tak?
- Nie... Nie jesteśmy w żadnej sforze...
Jasne... To gdzie on pobiegł? I po co? - Hyoshi nie ustępował.
- Daj jej spokój – postanowiłem to szybko przerwać – Jak się nazywasz? - tym razem zwróciłem się do dalmatynki.
- Czika, a ty?
- Lou, a to jest Hyoshi. Opowiesz nam coś więcej o sobie?
Czika opowiedziała nam swoją historię. Hyoshi nie ufał jej. Dobrze jest mieć osobę rozsądną jako betę, bo ja jestem łatwo wierny.
- Mogę zostać?
- Tak – zgodziłem się.
Możemy porozmawiać w cztery oczy? - zapytał.
- Czy to naprawdę konieczne? - zapytałem spoglądając w jego stronę, lecz dalej obserwując dalmatynkę.
- Tak
- Rozejrzyj się po terenach – powiedziałem do dalmatynki.
Hyoshi ponownie wszedł w krzaki, a ja za nim.
- Przyjąłeś ją?
- Byłeś przy tym, po co to pytanie?
- Nie wydaje ci się to podejrzane? - był wkurzony.
- Jest podejrzane, ale warto ryzykować, prawda?
- Według ciebie warto ryzykować życie psów ze sfory?
Chyba faktycznie jestem nieodpowiedzialny.
- Żeby od razy ryzykować życie psów ze sfory! Nie przesadzasz?
Podczas tej rozmowy i ja zacząłęm wątpić w moją decyzję. Ryzykuję życie psów ze sfory, on ma rację.
- Nie, nie przesadzam! Zastanów się! - Hyoshi powiedziawszy to wyszedł zza krzaków.
Ruszyłęm za nim. Czy ja naprawdę jestem tak nie odpowiedzialny? Czy naprawdę mogę być alfą, jeśli jestem tak nieodpowiedzialny? Pogoda dzisiaj była idealna – ciepło, ale nie gorąco. Postanowiłem przestać o tym myśleć i ruszyłem w stronę brzegu, na którym spotkałem pierwszy raz Ikę. Położyłem się znów mocząc ogon. Nie mam pojęcia dlaczego tak robię. Jakoś tak wychodzi... Męczyło mnie cały czas jedno pytanie: "Czy dobrze zrobiłem przyjmując Czikę?". Teraz już jest po fakcie. Rozmyślałem tak kilka godzin, aż do przyjścia Hyoshiego i Cziki.
- Przekonałeś się do niej? - zapytałem.
- Można tak powiedzieć. Wiedziałem, że cię tu znajdę.
- Wiedziałeś?
- No dobra, Ikee mi powiedziała...
- Kto? - zapytała Czika.
- Ikee to... - nie wiedziałem co powiedzieć.
- Członkinia sfory – uzupełnił Hyo.
- Tak, właśnie...
- Hyoshi pokazał mi tereny... Naprawdę ładne – powiedziała Czika.
Wiedziałem, że Hyo nie zrobił tego "z dobrej woli". Pewnie ją sprawdzał. Ciekawe czego się dowiedział...
- Gdyby nie były ładne nie było by tu sfory – tym razem głos zabrał Hyo.
Postanowiłem zmoczyć sierść. Wskoczyłem do wody ochlapując przy tym Czikę i Hyoshiego.
- Dzięki Lou! - krzyknął.
- Nie ma za co!
Czika się położyła przy brzegu, a Hyo siedział kawałek od niej. Czyli dalej jej nie ufa. Widziałem, że ze sobą rozmawiali, lecz mnie to nie obchodziło. Wyszedłem z wody daleko od nich. Nie mam pojęcia dlaczego, ale chciałem być jak najdalej od nich. Coś mnie od nich odciągało. Postanowiłem zapolować na małą przekąskę. Może... zając? Ha, o wilku mowa! W zasadzie o zającu... I nie mowa, lecz myśl... Mniejsza... Po cichu i bez szelestnie skradałem sie w stronę zająca. Gdy byłem wystarczająco blisko skoczyłem, jednak tym razem nic z tego. Byłem jakiś rozkojarzony. Nie mam pojęcia czemu nie ruszyłem za nim. Trudno, idę dalej. Bez małej przekąski chyba dam radę, nie?
Niby spoglądałem przed siebie, lecz nie widziałem nic. Byłem zamyślony. Gdy się ogarnąłem byłem już poza terenami stada, ale... gdzie? Poczułem dziwny zapach... Czy to... koty? Postanowiłem zawrócić. Nie mam nic do tych futrzatych ogonków. Nie rozumiem psów, które je gonią, bo po co? Co te ogonki źle zrobiły? Biegłem w stronę sfory, jednak po chwili zrozumiałem, że jestem daleko sfory. Bardzo daleko. I przede wszystkim nie wiem gdzie jest sfora. Przyłożyłem nos do ziemii, lecz nie czułem psów. Cały czas te ogonki! Postanowiłem biec przed siebie. Gdzie ja jestem?
- Lou? - usłyszałem głos, który mi był tak bardzo znany, ale nie wiedziałem do kogo należy.
Po chwili zrozumiałem kto mnie wołał. To był Hyoshi. Poczułem uderzenie. Otworzyłem oczy. To był tylko sen. Leżałem przy brzegu z ogonem w wodzie, a obok mnie siedział Hyoshi. Ale... gdzie jest Czika? Podniosłem się i rozejrzałem. Zobaczyłem i ją. Pływała. To był tylko sen. 

<Czika? Hyoshi?>