Tego dnia wstałam dość późno, bo w południe. Wybrałam się na polanę w
poszukiwaniu jakiegoś jedzenia. Miałam nadzieję na sarnę, ponieważ
poprzedniej nocy nic nie zjadłam. Usłyszałam szelest. Skuliłam się i
zaczęłam skradać. Wykonałam skok, jednak z pod moich łap umknął mi
niewielki gołąb. Zrezygnowana odeszłam. Przechadzając się po lesie
dostrzegłam zająca. Ogromna ironia losu, gdyż po nieudanym skoku na
"niby sarnę" wciąż byłam głodna. Niezwłocznie ruszyłam w pogoń. Zgrabnie
wymijając przeszkody byłam co raz bliżej przyszłej zdobyczy. Nagle w
"coś" uderzyłam. Dosłownie "coś", bo jak na drzewo było zbyt miękkie i
nie było chropowate. Przewróciłam się. Gdy się otrząsnęłam stanął przy mnie
pies.
<Lou?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz