środa, 2 sierpnia 2017

Od Arcany do Lou

Tego dnia wstałam dość późno, bo w południe. Wybrałam się na polanę w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia. Miałam nadzieję na sarnę, ponieważ poprzedniej nocy nic nie zjadłam. Usłyszałam szelest. Skuliłam się i zaczęłam skradać. Wykonałam skok, jednak z pod moich łap umknął mi niewielki gołąb. Zrezygnowana odeszłam. Przechadzając się po lesie dostrzegłam zająca. Ogromna ironia losu, gdyż po nieudanym skoku na "niby sarnę" wciąż byłam głodna. Niezwłocznie ruszyłam w pogoń. Zgrabnie wymijając przeszkody byłam co raz bliżej przyszłej zdobyczy. Nagle w "coś" uderzyłam. Dosłownie "coś", bo jak na drzewo było zbyt miękkie i nie było chropowate. Przewróciłam się. Gdy się otrząsnęłam stanął przy mnie pies.

<Lou?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz