Głupi ja, jak mogłem zostawić moją ukochaną młodszą siostrę samą. A jeżeli ta sfora nie była taka miluśka jak mi się wydawało. Grrr, jeśli jej coś zrobią to powybijam jak psy (wiem, dobre porównanie). Chcielibyście pewnie wiedzieć dlaczego ją zostawiłem, co było takie ważne bym rzucił wszystko i na chwilę uciekł. Ano powodów jest wiele, są różne. O paru mogę Wam opowiedzieć, no ale bez przesady, tajne łamane przez sekretne. Może zacznijmy od takiego podstawowego powodu, dużo czasu przebywałem z siostrą no i chciałbym z lekka odetchnąć , no kurde nie żebym jej nie szanował czy coś, jednak każdemu czasami należy się odpoczynek i chwile samotności. Pewnie ona też miała z lekka już mnie dość. Co do Cziki , z tego co połowa z Nas pewnie jeszcze nie wie...to to że moja siostrzyczka nie jada mięsa. No właśnie, pies który nie jada mięsa to nie pies...jednak sam lubię czasem skubnąć coś innego dla odmiany, no przypuśćmy owocka. Ja jednak sądzę że podstawowym składnikiem diety każdego dzikiego psa powinno być mięcho. No niestety Czikita postanowiła troszkę pomieszać w tym małym i niezbyt ułożonym świecie. Lecz chyba nikt w nowej sforze nie będzie ją wyśmiewał że jest wege ...w końcu to jakaś odmiana, a że jej to mięso nie smakuje to ma z lekka przerąbane. Pytacie czemu? Ohh jak Wy mało wiecie o dzikim życiu psów i o tym jak zimą trudno znaleźć jest jakiekolwiek jedzenie. Zwierzyna łatwo ucieka i jest jej mało, a co dopiero jakieś tam gruszki, jabłka , jagody, czy inne takie. No właśnie, najtrudniej było nam zimą...nie robiliśmy zapasów, tereny były nie do zamieszkania lub zamieszkałe. Połowa sfory dawała nam grzecznie do wytłumaczenia że nie mają już miejsca w jaskiniach lub że jest za dużo członków, a druga połowa...przeganiała Nas jak wyrzutków, szczury...lub jakąś chorobę. Tak, nie dałem sobie kaszę dmuchać...połowa tych co Nas nie przyjęła ...chciała nas zjeść, jednak ja ich tylko zabiłem. Wiem jak to brzmi, dość okrutnie. Ale taki jest świat, okrutny i nie dla każdego znajdzie się tutaj miejsce, jak w tamtych sforach. Mam przeczucie że Czi jest w dobrych łapach, dobrze może koniec o mojej siostrzyczce! A , nie...nie, nie. Zapomniałbym , wyruszyłem i powracam z wiklinowym koszykiem, są tam gruszki, marchwie, jeżyny i ryż zmieszany z kaszą. Cóż ma się znajomości. Następny powód jest taki iż musiałem (tak bardzo mnie korciło) pozałatwiać parę starych spraw z kumplami, i tymi mniej ziomkowatymi idiotami. Po niektórych zakończeniach spaw niektórzy płaczą, a po innych cieszą się jak nie wiem co. Mimo wszystko, dobrze mi z tym. To raczej tyle co mam do opowiedzenia , teraz czeka mnie droga powrotna. Mój nos powinien mnie doprowadzić do celu, choć czasami w niego powątpiewam. Chciałbym już tam być i przekonać się czy na pewno nic jej nie jest, ale cóż ja mogę zrobić. Nie ma tutaj gdzieś w pobliżu może jakiegoś teleportu? Ehhh, King ogarnij się , jesteś zwykłym psem w prawie normalnym świecie. Chyba nie powinienem jej tam samej zostawiać...w końcu mam tylko ją i nigdy w życiu nie chciałbym jej stracić. Troszczę się o nią martwię ponieważ jestem starszy, na szczęście ona chyba mądrzejsza i też często mi pomaga. Oj bosz, wzięło się na wspomnienia itp. A żadnej sfory nadal nie widać. Wędruje już tak chyba całą noc, dzień ...a tutaj zaraz północ.. Nie ma mnie przy niej parę dni, jeśli coś się miało stać już by się stało. Muszę być dobrej myśli, padam z łap, ten kosz wydaje się coraz cięższy , nos ma dość niuchania. Czas na małą drzemkę, po drzemce trening i na głodniaka lecimy dalej. Jak pomyślałem , tak zrobiłem...zasnąłem...
*Kilka godzin później, wczesny poranek*
Obudziłem się dość wcześniej, jakaś kropla rosy spadła mi na nos wywołując nieprzyjemne drganie w nosie i kichnięcie.
-Na zdrowie.
Usłyszałem i wytrzeszczając oczy podniosłem się gwałtownie stając na baczność. Warknąłem przez zęby i zacząłem się rozglądać. Od razu poczułem zapach suczki, spojrzałem w górę i mruknąłem stanowczo. Odskoczyłem szybko do tyłu widząc na drzewie uśmiechniętą od ucha do ucha samicę. Nie wiem jakim cudem prześliznęła mi się pod nosem, może tak twardo spałem bo byłem zmęczony. Odwróciłem łeb by dostrzec kosz wiklinowy, więc jak przypuszczałem koszyk dostał nóg i mi (tutaj wstawcie sobie dowolne przekleństwo , które będzie zgodne ze zdaniem). No norma..., ale ja nie zamierzam go gonić!
-Szukasz czegoś?
Głos samicy jak i sama ona dała o sobie znać.
-Nie.
Warknąłem pokazując przy tym swoje białe i ostre niczym brzytwa kiełki. Nie chciałem by wyczuła mój słaby punkt, ale ile ja się naszukałem tych rzeczy to lepiej nie pytajcie. Spojrzałem na nią z pogardą, zeskoczyła z drzewa po czym podbiegła do jednego z krzaków i słyszałem jak się śmieje. Wyszła za parę sekund z gruszką w zębach, miałem ochotę (znów dowolne przekleństwo XD ) się łapą w czoło. Jednak jak to by wyglądało w obecności samicy, nie dam się zbłaźnić, będę stał twardo. Co z tego że ma koszyk, co może mi zrobić. To tylko samica która próbuje się ze mną pobawić. Jednak możliwe iż będzie chciała wydrzeć ode mnie jakieś in...Moje rozmyślania przerwała nieznajoma (tak mi się przez jakiś czas wydawało) wyrzucając ogryzek.
-Jak masz na imię?
Wiecie znałem ten głos, ale nie pamiętam skąd. Wyglądem przypominała pewną suczkę..ale również to ignorowałem. Tamta pewnie już dawno nie żyje. Zapytała dość stanowczo, usiadła spokojnie i nie wykazywała żadnych oznak wrogości czy coś. A może była podstępna, czas to sprawdzić.
-Zwę się Pimpuś .
Zażartowałem z niej, jak i z siebie. Jednak mi to bez różnicy ponieważ w myślach śmiałem się sam z siebie. Samica natomiast przechyliła łeb w bok, niedowierzająca mi w końcu wcale nie wyglądam na takiego co nazywałby się Pompuś, znaczy Pimpuś.
-Mów prawdę, bo resztę tych gruszek też sobie zjem, są smaczne. Komu je niesiesz?
Przewróciłem oczyma i machnąłem łapą. Poranna kąpiel musi poczekać, chwila...a może jednak nie. Odwróciłem się ogonem do samicy mówiąc:
-A ucieszył by Cię fakt gdybym powiedział Ci że te owocki nie są dla żadnej mojej wybranki tylko śmiertelnego wroga...a i jeszcze jedno...są zatrute. Chyba nie wyglądam na takiego który by nie mógł ich zatruć prawda?
W myślach nie mogłem wyrobić ze śmiechu, luknąłem z lekka na nią i widziałem jej zwieszony łeb, myślałem że zaraz zacznie krzyczeć lub coś, ale ta zachowała spokój i uniosła jedną brew do góry.
-Serio? - rzekła z lekkim uśmiechem. - Kiedyś znałam jednego psa, który lubił takie żarciki. Znam taki typ jak ty.
-I tak już po Tobie. Bardzo mi przykro, pamiętaj że próbowałem Cię ostrzec.
Wskoczyłem do wody, była zimna jednak właśnie taką lubię. Zanurkowałem i otworzyłem oczy, nie mam problemu z pływaniem więc co mi tam. Dość długo siedziałem pod powierzchnią, suczka musiała podejść, a kiedy to zrobiła została wciągnięta pod wodę. Zaczęła się szarpać więc wypłynąłem puszczając ją. Ledwo co się wynurzyła krzyknęła:
-Jak mogłeś, chcesz mnie utopić?!
Miała lekką chrypkę, troszkę pewnie nałykała się wody. Wyciągnąłem ją z wody i pobiegłem po koszyk który był za krzakami. Wyciągnąłem go i wytrzepałem się, przyjemna kąpiel dla mnie jak i pewnie dla samicy. Obróciłem się i zobaczyłem jak się trzęsie choć jej rasa ma grube futro, była w niemałym szoku. Om...co ja narobiłem. Jednak, musiałem się przed nią jakoś bronić bo ma gadane i zjadłaby mi jeszcze wszystkie gruszki dla Cziki. Podszedłem do niej, lecz przedtem wyciągnąłem koc z kosza który spoczywał niezauważony na samym jego dnie, wolałem by owoce się nie pogniotły ani nic z tych rzeczy. Można powiedzieć że był w pakiecie z koszykiem...którego zwędziłem. Zły Armor, zły King, hehe. Widocznie kocyk przydał się do czegoś ważniejszego. Trzymając go w pysku stałem nad nią, spojrzała na mnie już dość obojętnie przymykając oczy.
-Proszę, już chyba mnie możesz udusić, w końcu umrę! - zaczęła się nabijać i położywszy łapę na czoło, upadła z uśmiechem na pysku, a następnie wystawiła język na wierzch i wydała "ostatnie" tchnienie zastygając w bezruchu "martwa" na ziemi.
Wiedziałem że chyba wyolbrzymia... spojrzałem na nią i uniosłem brwi przewracając oczyma. Przykryłem ją mówiąc:
-Przykryj się i wytrzyj...
Usiadłem dalej od niej przy koszu, spoglądając na nią uśmiechałem się chytrze. Przykryła się kocem i chyba zasnęła...bez jaj. Ja natomiast poszedłem coś upolować...trening i Czi muszą poczekać. Królik czy dzik? W zupełności dzik! Była sama, a raczej sam...dość okazały samiec. Jednak doskonale wiedziałem że miał coś z nogą, chodził dość kulawo że to tak nazwę. Obliznąłem się i wskoczyłem na drzewo pod którym jadł, jeden skok i już wgryzałem się w szyję zwierzęcia. Co prawda rzucało się i wydawało przeraźliwe dźwięki, jednak mnie to bardziej nakręcało , przebiłem tchawice...trysnęła krew. Taaa....do stołu proszę siadać. Z miłą chęcią zacząłem od tyłu zwierzęcego, a po wielkiej wyżerce resztkę dzika...czyli jakąś połowę, dotaszczyłem do miejsca w którym spała nieznajoma mi samica. Nadal przykryta kocem , spała uśmiechnięta. Mięso położyłem obok niej.
-Ej , księżniczko...czas wstać. W nocy się nie spało czy jak?
Tknąłem ją lekko nosem , od razu się przebudziła i zapytała...
-Ja jeszcze żyję? - dramatyzowała.
Dobra, koniec tego teatrzyku, a może jednak nie. Uśmiechnąłem się stając na dwóch łapach i składając pozostałe dwie jak anioł.
-Nie.
Po czym odskoczyłem gwałtownie biorąc koszyk w pysk. Samica zaczęła zajadać , o nic się nie pytając, kiedy najadła się do syta położyłem kosz owoców obok niej. Zabrałem koc i powiedziałem:
-Dobra, koniec tej szopki bo mam parę pytań. Z tego co widzę, to jesteś samicą...należysz może do jakiegoś stada czy tam sfory? I jak już tak bardzo chcesz wiedzieć jak mam na imię...to Armor King choć mam dziwne wrażenie że kiedyś się gdzieś spotkaliśmy... Szukam swojej siostry Cziki, a i przepraszam za ,,wrzucenie'' do wody ale szantażowałaś mnie.
Uśmiechnąłem się z lekka i usiadłem sobie naprzeciw niej. Między nami leżało jeszcze troszkę mięsa. Czekałem na jej odpowiedz, mam nadzieję że należy do jakiejś sfory...może nawet do tego gdzie jest moja siostra...
(Rei?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz