środa, 9 sierpnia 2017

Od Shady

Był słoneczny poranek. Przechadzałam się po lesie, szczekają na ptaki i odbywając jagody i maliny. Wtedy go zobaczyłam. Mały, drewniany domek. Moje serce zabiło szybciej. Łapy jakby oderwały się od ziemi i ruszyły w jego stronę. Drzwi chatki się otwarły. Na fotelu siedziała starsza pani. Głaskała jakiegoś psa- mnie. To byłam inną ja. Wyszczotkowane futerko. Pełna miska. Nowa, lśniąca obroża. Obraz się wykrzywił i zmienił. Brudna, wyczerpana suczka brnęła przez śnieg. Ze zmęczenia upadła na ziemię. Umierała. Była wyczerpana, bez jedzenia i picia. Za rogu wyszły psy. Na ich przedzie kroczył duży, czarny pies. Black.
***
Otworzyłam oczy. Sen się skończył. Niedaleko stał jakiś pies.
< Ktoś? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz